W momencie, w którym zaczynam pisać te parę słów komentarza o tegorocznej odsłonie Tauron Nowa Muzyka, można już swobodnie kupować bilety early-birds na przyszłoroczną edycję festiwalu. Stałych bywalców Taurona przekonywać zapewne nie trzeba, ale dla osób nowych w temacie lektura poniższych słów być może przyczyni się do decyzji o rozpoczęciu przyszłorocznego sezonu festiwalowego właśnie w Katowicach.

tekst: Michał Paluch
zdjęcia: Ewa Urbańska

Nowe i Reaktywowane Miejsca

19. Tauron Nowa Muzyka to uaktywnienie nowych dla festiwalu miejsc (miejsce koncertu otwierającego) oraz reaktywacje pomysłów z poprzednich lat (powrót Secret Stage). Późno modernistyczna siedziba Miasta Ogrodów stała się przestrzenią, w której pięknie rezonował koncert inaugurujący festiwal – Robert Henke presents CBM 8032 AV. Artysta w bardzo klarowny sposób najpierw przedstawił koncepcję prezentowanego projektu, a później zabrał publiczność w dźwiękowo-wizualną retro opowieść, generowaną przy pomocy zaprzężonych do tego celu pięciu komputerów Commodore. Trzy z nich odpowiedzialne były za generowanie dźwięku, jeden za wizualizacje, a ostatni służył Robertowi Henke do sterowania całością. Współtwórca oprogramowania Ableton Live zaprezentował absolutnie porywający, interesujący i zaplanowany narracyjnie występ, integrujący w sobie technologię, naukę i sztukę.

Techno i T-Mobile Electronic Beats

Każda edycja festiwalu Tauron Nowa Muzyka w lwiej części opiera się na solidnej ekipie didżejskiej, odpowiedzialnej za taneczną atmosferę tego wydarzenia, jednak tegoroczny lineup artystów związanych ze sceną techno był szczególnie imponujący. Wracająca na festiwal Secret Stage wespół ze sceną T-Mobile Electronic Beats przez dwa dni dudniły tym, co w gatunku najlepsze. Osoby chcące skorzystać z bardziej imprezowego oblicza festiwalu, kierując kroki w stronę którejś z tych scen, mogły czuć się w pełni usatysfakcjonowane. Fenomenalny set DVS1, znakomity przelot techno-housowy zafundowała Franca oraz nieco bardziej melodyjni Pachanga Boys. Nie zawiedli związani z „Nową Muzyką” już chyba na stałe Robag Wruhme oraz Red Axes.

Różnorodność Scen

Pozostałe cztery sceny stanowiły obszar do eksploracji muzycznej różnorodności. Dwie zadaszone, olbrzymie sceny w MCK i dwie bardziej kameralne, na których jak co roku prezentowali się artyści z bardziej radykalnych muzycznie światów. Główna scena NOSPR, podobnie jak w latach ubiegłych, gościła w tym roku artystów, których sztuka wymaga odpowiednich warunków, jak np. norweski saksofonista Bendik Giske, pianistka Kelly Moran czy niemiecki pianista i kompozytor Martin Kohlstedt. Ich unikalna twórczość, często introspektywna i nasycona emocjonalnie, w takim miejscu jak NOSPR odebierana jest najlepiej. Z tego grona artystów największe wrażenie zrobił na mnie Kohlstedt. Minimalistyczne, tworzone tu i teraz kompozycje pianistyczne z elementami elektroniki zabrzmiały zdecydowanie ciekawiej niż nieco nużący i przewidywalny występ Kelly Moran.

Nowe… z polskiego jazzu

Nie lubię określenia „nowa fala polskiego jazzu”, dlatego powiem, że w Katowicach zjawili się licznie młodzi przedstawiciele improwizowanego podejścia do dźwięków z naszego kraju. Nigdy nie słyszałem wcześniej Nene Heroine na żywo, ale moje oczekiwania i wyobrażenia na temat ich występu w pełni pokryły się z tym, co usłyszałem. Chłopaki wychodzą daleko poza ramy utworów znane z zarejestrowanego materiału. Dodatkowo bardzo miłym akcentem było pojawienie się Jana Tymoteusza (aka Szczyla) i wspólne wykonanie utworu „Mamut” z najnowszego wydawnictwa zespołu „In Three Colors”.

Poza Nene Heroine, wspomniani przedstawiciele improwizowanego podejścia do materii dźwiękowej, których mieliśmy możliwość wysłuchania na festiwalu, to USO 9001, Klawo czy Immortal Onion & Michał Jan. Na Tauron powrócił również z trio Marcin Masecki (kiedyś, dawno dawno temu był tu z projektem Polonezy) ze swoim najnowszym materiałem „Boleros y mas”, w którym przepuszcza przez filtr swojej wrażliwości i muzycznej pomysłowości muzykę Ameryki Południowej, udzielając się nie tylko planistycznie, ale również wokalnie (swoją drogą na bębny wskoczył tu w zastępstwie Jan Pieniążek z USO). Jako że miałem niewątpliwą przyjemność słyszeć ten projekt premierowo w Warszawie, poświęciłem jego część, by wyskoczyć na koncert Darii ze Śląska. Laureatka Fryderyka w kategorii fonograficzny debiut roku prezentuje przyjemną, niebanalną odmianę popu, który w wykonaniu na żywo dużo zyskuje względem nagrań. Koncertu słuchało się bardzo przyjemnie, spokojne kompozycje, kojący wokal, ale przede wszystkim świetne brzmienie zespołu jako całości.

Epicki Finał Drugiego Dnia

Używając nomenklatury młodzieżowej, czas od godziny 22:00 do 3:00 drugiego dnia festiwalu określiłbym jako epicki. Nawarstwienie jakości i dowolnie rozumianego rozmachu w tak krótkim czasie było imponujące. Zaczęło się od występu Eviana Christa, artysty tworzącego dla legendarnej wytwórni Warp. Twórczość brytyjczyka łączy elementy ambientu i eksperymentalnej, ciężkiej elektroniki. Evian generuje mroczne brzmienie oparte na minimalistycznej melodyce i przestrzennych teksturach dźwiękowych. Całość dopełniona oszczędnymi wizualizacjami w – rzekłbym – starym stylu. Joshua Leary był na festiwalu po raz pierwszy, mam przeczucie, że nie po raz ostatni.

Roisin Murphy, ex-wokalistka Moloko i jedna z flagowych artystek Ninja Tune, pojawiła się w Katowicach ze swoim „Hit Parade Tour”. Wcześniej wystąpiła z nim między innymi na tak prominentnych wydarzeniach jak Primavera Festival, Roskilde czy Montreaux Jazz Festival. Jak sama nazwa trasy pokazuje, artystka zaprezentowała materiał, między innymi, ze swojej nowej płyty, ale nie zabrakło materiału, do którego fani są już przyzwyczajeni – jak „Overpowered” w ciekawej, rozbudowanej instrumentalnie aranżacji (stąd jak mniemam, powiązanie nazwiska kojarzonej dotąd z mocno klubowymi brzmieniami z festiwalem jazzowym wymienionym wyżej). Ach, oczywiście nie zabrakło też znaku rozpoznawczego koncertów Roisin – szeregu zmian strojów na scenie.

Legendarny Leftfield

Następnie Leftfield – dla mnie absolutna legenda. Załoga, która prezentuje styl muzyczny, którego byłem i wciąż jestem wielkim orędownikiem. Neil Barnes i koledzy dali intensywny, energetyczny, taneczny występ. Doskonałe brzmienie zespołu i dynamiczna struktura numerów Leftfield ocierających się o rasowy breakbeat z elementami reggaeowych wokali plus świetne wizualizacje robiły robotę. Rozbrzmiały numery z „Leftism”, było wieńczące występ „Phat Planet”. Jakość odporna na upływ czasu i miałkie mody.

Występy Bicep i Chase & Status

Festiwalowe występy w MCK zwieńczyły prezentacje pierwszych ogłoszonych na festiwal artystów, czyli pochodzącego z Belfastu duetu Bicep oraz legendy brytyjskiej sceny drumnbass Chase & Status (dj set). Bicep zaprezentowali przemyślany set, będący przelotem przez najróżniejsze stylistyki, od klasycznego techno, przez cięższe rapowe beaty, kończąc na połamanych strukturach junglowych. To, co zwróciło moją uwagę, to to, w jak przemyślany i konsekwentny sposób budowany był ten set, gdzie intensywność przeplatana była z momentami muzycznego wytchnienia, po to by później znowu przyłożyć mocniej. Jest w muzyce tego duetu jakiś element nostalgii, nawiązania do rave’owych brzmień lat 90 podlanego nowoczesną produkcją. Sfera muzyczna mocno współgrała tu z absolutnie zjawiskowymi wizualizacjami. Tę wyjątkową symbiozę dźwięku i obrazu Bicep określają jako Chroma AV set i polecam wszystkim zapoznać się z nią na żywo.

Chase & Status na Tauron Music Hall

Chase & Status zgodnie z oczekiwaniami zaprezentowali bardzo mocnego, energetycznego seta. Dla ludzi obeznanych w stylistyce muzyki o łamanych strukturach rytmicznych, Chase & Status to absolutni weterani, a wydany w tym roku album „2 Ruff” dowodzi ich wszechstronności, zdolności do adaptacji nowych brzmień, otwartości na to, co nowe w elektronice, a jednocześnie ich głębokiej wierności korzeniom gatunku. Tauron Music Hall pękła w szwach, ludzie nie zmieścili się i tańczyli na korytarzu, co spotęgowało uczucie szczerego szaleństwa towarzyszącemu show, które zgotowali panowie z Londynu.

Podsumowanie

W swojej krótkiej relacji pominąłem na pewno masę innych, znakomitych prezentacji muzycznych, z którymi można było się zetknąć na tegorocznym Tauronie, ale taka już specyfika festiwali muzycznych. Nie można doświadczyć wszystkiego, selekcjonowanie wpisane jest w tego typu imprezy. Natomiast Tauron Nowa Muzyka jako festiwal selekcjonowaniu w moim przypadku nigdy nie będzie podlegał i na pewno nie zrezygnuję z tej imprezy w przyszłości. W przyszłym roku XX, jubileuszowa edycja. Z niecierpliwością czekam na pierwsze odsłony lineup’u.