Maestro moody techno, nthng, wraca po trzyletniej przerwie. I jakkolwiek jego poprzednią płytę można potraktować jak zestaw może nie bangerów, ale gdzieś blisko tego, tak „Hypnotherapy” jest już pełnoprawną opowieścią, w której pojedyncze utwory funkcjonujące samodzielnie są jak wyrwane z kartki z książki. Da się czytać, ale ma to więcej sensu z całością. Zapnijcie pasy, znajdźcie sobie spokojne miejsce, załóżcie słuchawki na uszy albo odkręćcie głośnik i dajcie się zabrać w niezwykłą podróż po emocjach, jakie może wywołać tylko dobra muzyka.
Wprowadzenie do „Hypnotherapy” to ambientowy, przeplatany wokalnymi samplami, „50 Flower”. Trudno odgonić skojarzenie z klimatami Boards of Canada albo lepiej – Biospherem. Czy to przez te wokalne wstawki, czy to przez pluszowe analogowe brzmienia, czy charakterystyczny dla tych twórców dobór harmonii. Właśnie tam należy szukać inspiracji. Sam zresztą pisze o czerpaniu natchnienia z „początków techno i trance, zanim stały się brudnym światem”. Producent skupia się na pieczołowitym układaniu mozaiki z bitu i melodii, i słychać, że jest to naprawdę żmudna ręczna praca.
Tempo przyspiesza w „I just am”, tech-house’owej produkcji, znów z wokalnym samplem, który spokojnie mógłby wylądować na parkiecie. Dalej nthng kolejno wprowadza typowe dla siebie elementy transu, dub techno, za każdym razem w mniejszym czy większym stopniu opartymi na miękkiej poduszce ambientu. Znakiem rozpoznawczym i największym atutem holenderskiego producenta jest właśnie ta umiejętność żonglowania stylami – każdy odpowiednio skrojony na potrzeby tworzenia historii.
I właśnie ta opowieść, na którą składają się utwory z „Hypnotherapy” jest tu najciekawsza. Nthng buduje i rozładowuje napięcia, wprowadza nowe wątki i przypomina stare. Ta płyta ma odpowiedni początek, rozwinięcie i zakończenie, a słuchacz po zamykającym ją utworze, wrażenie przeczytania dobrej książki. Przyznam, że dawno nie miałam do czynienia z tak pięknym albumem, a nie ledwie zestawem produkcji wybranych na długogrającą płytę. Dlatego właśnie należy poświęcić jej czas i przynajmniej za pierwszym razem wysłuchać od początku do końca. Gwarantuję, wrażenia będą trwałe.
Kaśka Paluch