Jest piątek, więc zwyczajowo – jak pewnie część z Was – celuję w posłuchanie muzyki na czymś większym i kolektywnie. Dziś będzie to impreza mojego ulubionego cyklu Deep Impact w krakowskiej Świętej Krowie, z gościnnym udziałem Błażeja Malinowskiego (kto czytał moją recenzję jego epki „Mort” ten zrozumie mój entuzjazm), Mdvsa z Hypnus Records i rezydentów, Optika i Eta Hox. A skoro impreza, to i bifor – w tym przypadku z nowym albumem Tourista „U”.

Tourist, fot. materiały prasowe
Tourist, fot. materiały prasowe

To jego solowy debiut, który zdradza przede wszystkim szerokie producenckie horyzonty, ale także głębokie osadzenie w brytyjskim klubowym klimacie. To słychać zwłaszcza w dubstepującej rytmice niektórych utworów, z „To Have You Back” na czele. Mistrzowsko posiekane sample wokalne i zmiany metrum plus potęga basowego brzmienia czynią singel jednocześnie highlightem tej płyty. Zresztą za każdym razem gdy pojawiają się takie sample i taka rytmika (dalej na przykład w „Wait”) wyczuwam nieco (dziś już) oldschoolowy być może klimat Buriala. Do tego mamy sporo, a jakże, house’u. Dziennikarz Mixmaga usadowił Tourista między Jacquesem Greenem i Jamesem Blakiem – i rzeczywiście trudno się z nim nie zgodzić. Z tą różnicą, że Tourist nie przynudza tak jak Blake, jest też odrobinę mniej romantyczny, za to soczysty w brzmieniu i zróżnicowany, niż Green. Jakość dźwięku i producencki talent Tourista zostały zresztą potwierdzone nagrodą Grammy za współprodukcję „Stay With Me” Sama Smitha. Mamy więc do czynienia z prawdziwą gwiazdą, choć w odróżnieniu od „gwiazdeczek” tanecznej elektroniki – w „U” Williama Phillipsa (tak brzmi jego prawdziwe nazwisko) jest dużo konkretu i pomysłu. Jego debiut nie odbiega wprawdzie za bardzo od trendów dominujących w brytyjskiej elektronice, ale satysfakcjonuje zmysły estetyczne nawet bardziej wymagającego, „undergroundowego” słuchacza. Życzyłabym mu ogólnoświatowej fazy jaką Jamie xx za znacznie słabszą płytę cieszył się w minionym roku. Póki co się na to nie zapowiada – w każdym razie nie widzę śladów na moim facebookowym wallu. Ale pewnie jeszcze się na nim poznają.