Wydawało się, że już niewielkie są szanse na to, że coś od nich usłyszymy, a jednak. Zespół Miloopa wydał album na jubileusz, 15-lecie swojego istnienia. Sama czuję powód do świętowania, bo jestem z nimi od samego początku, od pierwszych demówek, które zresztą nadal na półce.

Miloopa, fot. Łukasz Rajchert
Miloopa, fot. Łukasz Rajchert

Czwarty studyjny album Miloopy to „VERKE”. Produkcją materiału na płytę tradycyjnie zajęli się Roli Mosimann i Radek „Bond” Bednarz, basista i lider grupy. Usłyszymy też, a jakże, głos Natalii Lubrano, która – poza Miloopą – rozkręca solowe śpiewanie. Kolekcjonerskie wydanie płyty winylowej „Verke” jest zapakowane w ręcznie wykonane opakowanie z miedzi. To nie pierwszy przypadek, w którym Miloopa wydaje swoje płyty w sposób niekonwencjonalny. W puszkę zapakowana była na przykład epka „Come’n’get me” (rok 2006).

Jeszcze w czasach, kiedy pierwsze demówki Miloopy z Radiostacji przysyłał mi Andrzej Szajewski, zespół zaistniał w świadomości odbiorców przede wszystkim nowatorskim – jak na tamte czasy (a mówimy o 2001 roku) – pomysłem grania drum’n’bassu na żywo. Tak brzmiał w dużej ich pierwszy album „Nutrition Facts”, ślady stylistyki zostały na „Unicode”. Ale już od czasu „OPTICA” brzmienie Miloopy zmieniło się, na bardziej skondensowane, rozbudowane, różnogatunkowe. Jazz czy właściwie elektroniczny jazz nadal był w dużej mierze nicią spajającą – przynajmniej estetycznie – kompozycje zespołu, ale jego brzmienie szło już intensywniej w kierunku muzyki basowej. Stało się bardzo piosenkowo i modnie, co zresztą Miloopa obiecywali w jednym z wywiadów.

Ten klimat muzyczny zespół kontynuuje też na najnowszej płycie. Poza głosem Natalii Lubrano, co wydaje się dość oczywiste, absolutnie rządzi tu programowanie i generowanie syntetycznych brzmień Bonda, jego partia basu i klawisze Pawła Konikiewicza. Panowie tworzą bardzo gęsty akompaniament, nad którym siłą rzeczy unosi się głos i w który zatapiają się bębny Michała Muszyńskiego. Podoba mi się jak w „Metafizyce” na dość dłuższą chwilę elektronika i klawisze przejmują wiodącą rolę w pewnej improwizacji, partii zagęszczającej się stopniowo, a gdy wraca głos Natalii w hipnotycznym „gdzieś w odległej czasoprzestrzeni…” robi się klimat w jakim graliby dziś pewnie Maanam, gdyby grali i robili elektronikę. W ogóle wydaje się, że dziś Miloopa brzmi bardziej industrialnie, intensywniej i ciemniej. Kulminacja „All Your Wants” z rozłożonym akordem, rozedrganymi dźwiękami i transową partią perkusji na nich, budzi już wręcz jakieś skojarzenia z Joy Division – pod względem nasycenia i nerwowości nastroju panującego w utworze.

Utwory na „VERKE” mają charakter piosenkowy, ale kompozycyjnie są na tyle złożone, że trudno doszukiwać się w nich przebojowego potencjału – przynajmniej w prostym, popkulturowym rozumieniu. Linie melodyczne snują się w nieoczywistych kierunkach, choć są oczywiście i wyjątki. Zdecydowanie jednak Miloopa odświeżyła dziś brzmienie, czerpie pełnymi garściami z brzmień modnej elektroniki, eksperymentalnego house’u (!) i syntetycznego popu. Idą z czasem. Oby i za ciosem.

Kaśka Paluch