Nakładając z powrotem elektroniczny filtr na muzykę, Emika prezentuje swój najnowszy materiał jako dostojną, spokojną, przemyślaną i w pewien sposób elegancką miksturę ulubionych dźwiękowych rozwiązań. Emika na „Drei” zarządza dźwiękiem poprzez łączenie techno, IDM, kruchego w swej formie post-dubstepu oraz tego co możemy w potoczny sposób określić jako „berlin sounds”.

Emika "Drei"
Emika „Drei”

Najogólniej rzecz biorąc struktura poszczególnych utworów jest trójwarstwowa i składa się z rozległych, horyzontalnych, modelowanych podkładów, które nadają melancholijny ton płyty; bitów, których tempo zmieniane jest dość często i nieregularnie oraz wokalu samej Emiki. Ten ostatni jest skromny, frazowany, wręcz wypowiadany, co nadaje refleksyjny ton całemu albumowi.

Mocnym punktem na płycie jest „My Heart Bleeds Melody”, który został wybrany do promocji „Drei”. Został zilustrowany minimalistycznym w formie teledyskiem. Sam utwór, o szybkim dość tempie, to nowoczesne, mroczne techno o ciekawej strukturze. Emika zastosowała w nim kilka ciekawych rozwiązań, jak chociażby przekierowanie intonacji w 1:14 przy frazie „Things got so out of control, killed by desire”.

Całość jednak nie nazwałbym eksperymentem, czy innowacją. To bardzo dobra w swoim gatunku, lekko bucząca, przesterowana (ale nie w sposób przegięty) psychodeliczna elektronika. Jest doprawiona lekkim obłędem, ale nie jest to na pewno jego odmiana kliniczna. Można powiedzieć, że wspólnym mianownikiem dźwięków na „Drei” jest mechaniczna sterylność, opakowana w twarde i momentami ostre, zapętlone loopy, które nadają lekko agresywny i surowy wydźwięk.

W utworze „Without Expression” Emika wprowadza echa gitary elektrycznej, które w połączeniu w odtwarzanymi od tyłu fragmentami wypowiadanych przez nią fraz, mogą wręcz budzić skojarzenia z kongenialnym „Outside” Davida Bowiego.

„Drei” ma także momenty brudne, w których Emika daje dźwiękom pewnego rodzaju zamierzony zakres błędu, co nadaje analogowy charakter w niektórych częściach krążka. Nie zmienia to faktu, że jest to produkcja bardzo nowoczesna, oczywiście w dobrym tego słowa znaczeniu.

Wiele recenzji, przy próbie tagowania tej płyty, wskazuje na jej trip hopowy charakter. Osobiście często zauważam mnóstwo nadużyć co to posługiwania się tym pojęciem i sam tego albumu w kategoriach trip hopu bym nie określał. Mało tego. Trudno mi jest znaleźć nawet elementy lub nawiązania do tego typu brzmień. Na pewno jego ojczyzną brzmieniową jest Berlin aniżeli Bristol.

Mateusz Piżyński