Idzie nowe, a to dobry znak. Zwłaszcza, że w trip-hopie sporo jest jeszcze do powiedzenia. Rozmawiamy z Digit All Love, przy okazji wydania ich najnowszej płyty „Augusta”.

Kaśka Paluch: Pewnie tego pytania nie lubicie, ale nie da się od niego uciec. Dla wielu Digit All Love nierozerwalnie związane jest z głosem Natalii Grosiak – czy dla nowej wokalistki występującej pod tym szyldem to jakieś obciążenie?

Joanna Piwowar-Antosiewicz: Nie jest to dla mnie jakimś wielkim obciążeniem, może dlatego, że po pierwsze znamy się z Natalią od dobrych paru lat i wiem, że ona patrzy na tą zmianę przychylnie. Po za tym na współpracę z Maćkiem zdecydowałam się po tym jak ustaliliśmy, że nowe utwory robimy wspólnie i że otrzymuję totalną wolność co do tekstów. Więc już na początku miałam poczucie, że będzie to coś nowego i oddzielnego. Więc kiedy od czasu do czasu ktoś skrobnie, że „to już nie to samo” to dla mnie paradoksalnie jest to dobry znak (śmiech)

Maciek Zakrzewski: To pytanie wydaje mi się zupełnie naturalne. Jakkolwiek bardzo życzliwa reakcja naszych fanów pokazuje, że jednak byliśmy i jesteśmy postrzegani szerzej niż jedynie przez pryzmat samego wokalu. Z drugiej strony zawsze „głos zespołu” ma swoich oddanych wielbicieli, nie można im tego odbierać ale cóż, jestem pewien, że Asia zdobędzie wśród miłośników naszej muzyki także swoich oddanych wielbicieli. Nie mówiąc już o tych, których sama wniosła w posagu do Digit.

Digit-All-Love-2014_asia_maciek

Staracie się utrzymać brzmienie DAL takim, z jakim kojarzone było po pierwszych płytach, czy już nie myślicie o przeszłości?

Joanna: Tutaj chyba więcej może powiedzieć Maciek (śmiech). Myślę, że spotykamy się gdzieś po środku. Bez wątpienia na nowym albumie przynosimy ze sobą sporo mroku. Nie było go tyle na poprzednich płytach. Aczkolwiek moim zdaniem utwór Flesh, czy nawet pozornie słodki Candy Castle to był już zwiastun czegoś nowego co nastąpi kiedyś tam.

Maciek: Tworząc muzykę nigdy nie myślę tymi kategoriami. Jest to dla mnie zawsze proces ukierunkowany na rozwój, poszukiwanie nowych doznań i testowanie rozwiązań. Oczywiście przeszłość to bagaż doświadczeń i wniosków, które zawsze biorę pod uwagę ale przeważnie dotyczą one kwestii technicznych lub nawet formalnych. Rzadko kiedy artystycznych.

Wciąż blisko trzymacie się triphopowej stylistyki. Czy dla was ten gatunek to miejsce, w którym wciąż jest coś do odkrycia – czy to może raczej sprawa sentymentu?

Joanna: Jeśli to pytanie powiązać z procesem twórczym to ciężko mi na nie odpowiedzieć na bo tworząc muzykę, czy składając słowa totalnie wyłącza mi się analiza typu: jak i dlaczego. Ja to robię całkowicie bezmyślnie (śmiech). Natomiast jako odbiorca muzyki myślę, że to jest gatunek, w którym jeszcze sporo można dźwiękami opowiedzieć.

Maciek: Nigdy nie byłem fanem szufladkowania. A trip-hop to dla mnie bardziej określenie sztuki muzycznej o określonym oddziaływaniu emocjonalnym. Stylistycznie jest on niezwykle eklektyczny co potwierdzają płyty najważniejszych przedstawiciel tego nurtu. A w kwestii odkrywania? Myślę, że w świecie muzyki czeka nas jeszcze wiele wiekopomnych odkryć na każdym jej polu.

Podczas nagrywania „Augusty” wsparcia finansowego szukaliście u fanów. Kilka lat temu coś takiego było ewenementem. Dziś jest to już prawie norma. Można to uznać za dowód tego, że miłośnicy muzyki chcą za nią płacić – ale chcą wiedzieć za co płacą, i że pieniądze dostają artyści, a nie koncerny?

Joanna: Po raz pierwszy zdecydowałam się na skorzystanie z możliwości crowdfundingu w związku z wydaniem drugiej płyty mojego zespołu Ms. No One. To było bardzo ciekawe doświadczenie i przy tym ogromna, czasochłonna praca. Nie wystarczy wykazać się kreatywnością przy tworzeniu prezentów i nagród dla wspierających. Trzeba przede wszystkim aktywnie działać promocyjnie. Akcja sama się nie wypromuję. Maciek to samo zrobił w związku z albumem Bipolars Bears więc myślę że podziela moje zdanie (śmiech). Często wspieram w ten sposób różne inicjatywy i to co najbardziej mnie interesuje, to fakt, że często zespoły proponują swoim odbiorcom ciekawe bonusy, których nie otrzymam kupując płytę w tradycyjny sposób. Po za tym to jest jak test pt „kto czeka na nasze poczynania”. Mamy bezpośredni, szczery kontakt z każdym kto zdecyduje się nas wesprzeć. To jest cenne.

Maciek: I ja się z tym zgadzam.

Czy jesteście zdania, że obecna propozycja DAL ma szansę przyciągnąć nowych słuchaczy, którzy dopiero teraz o waszym istnieniu się dowiadują? Czy gracie raczej z myślą o słuchaczach darzących was sentymentem?

Joanna: Maciek jak myślisz? (śmiech). Myślę, że to się jakoś wypośrodkuje. Płyta dopiero miała swoją premierę. Zobaczymy do kogo dotrze, a kto jej nie wpuści. Na pewno podczas koncertów pojawią się też starsze utwory. Mam kilka ulubionych i cieszę się, że wejdą do seta koncertowego.

Maciek: Mam nadzieje, że przyciągnie. Jak najbardziej i jak najwięcej. Dla każdego artysty, który upublicznia swoją twórczość powinno to być jednym z najważniejszych aspektów działalności.

Jak zapatrujecie się na koncerty? Macie spory zespół – to może być pewną przeszkodą w graniu na żywo?

Joanna: Maciek ma na to pewien pomysł (śmiech). Z tego co wiem to już z Natalią DAL grał w dwóch składach: pełnym i tzw „małym digitem” w którym jest 5 osób. Mam nadzieję, że to się uda, bo próby nas mocno nakręciły (śmiech).

Maciek: Czas pokaże. Pracujemy już nad tym. I prawda jest też taka, że wiele zależy od przyjęcia płyty. Tak czy inaczej, na pewno będziemy grać koncerty a w jakim dokładnie składzie to się jeszcze okaże. Osobiście mam nadzieje, że zawsze będzie to skład pełny i oryginalny.

Maćku, z Bipolar Bears towarzyszyłeś Justynie Steczkowskiej w nagraniach nowej płyty. Justyna wspominała mi, że będzie mocno triphopowa. Czy powrót DAL, ta płyta… to może być jakiś sygnał na “zmartwychwstanie” gatunku?

Maciek: Dla mnie on nigdy nie umarł. Z drugiej strony tym roku mija 20 lat od wydania „Protection” Massive Attack więc to na pewno czas, w którym coraz częściej słyszeć będziemy trip-hop skatalizowany przez pokolenie, które w tamtych czasach dopiero się rodziło. Myślę, że po fali 80’s-owych brzmień nadejdzie era mroku i melancholii (śmiech) zapewne o zabarwieniu politycznym co zresztą stało się ostatnio ważną częścią wizerunku takiego choćby Massive Attack.

I na koniec: mam wrażenie, że Polacy szczególną sympatią darzą trip-hop. Dlaczego lubimy smutną muzykę?

Joanna: Mam wrażenie, że to jest gatunek który jest z natury bardzo surowy. Można go naturalnie ubierać w różne smaczki produkcyjne, ale ten trzon jest zawsze bardzo wyrazisty, transowy. To mnie osobiście najbardziej w nim nęci. I nie mam pojęcia dlaczego lubię smutną muzykę i dlaczego taką właśnie tworzę. Taka do mnie po prostu przychodzi i taka u mnie zostaje (śmiech).

Maciek: To ja może nawiąże do kinematografii. Jestem ogromnym fanem tzw. kina nowohoryzontalnego. Często niektórzy moi znajomi zarzucają mu, iż jest smutne i tendencyjnie pokręcone na co ja przeważnie odpowiadam, że tak naprawdę to ono jest po prostu prawdziwe.

sierpień 2014

rozmawiała: Kaśka Paluch

fot. materiały promocyjne