We Are The NightOto doskonały przykład marketingowego błędu w przemyśle muzycznym. Na czas bezpośrednio poprzedzający szóstą już płytę chemicznych braci zaplanowano wydanie singla promującego najnowszy materiał duetu. W moim odczuciu wybranie „Do It Again” okazało się nie tyle zachętą do zaznajomienia się z zawartością „We Are The Night”, co skutecznym odstraszaczem. Jest to nie tylko kiepska, ale przede wszystkim do bólu wtórna kompozycja. I chyba bardziej czysta ciekawość niż sympatia do muzyki duetu popchnęła mnie do przesłuchania całej płyty. Przyznaję jednak, że gdybym właśnie na etapie singla zakończył przygodę z nowymi The Chemical Bros., to niewiele bym stracił.

Panowie Tom Rowlands i Ed Simons nieraz poznali już smak sukcesu. Zdobywcy nagród Grammy, których liczbę sprzedanych płyt na świecie podaje się używając 6 zer, nazywani są pionierami big beatu, twórcami nowej jakości na rynku muzyki elektronicznej. Anglicy chyba za szybko postanowili utwierdzić nas właśnie w takim przekonaniu, bo osiągnęli zupełnie odwrotny efekt. Odnoszę wrażenie, że Rowlands i Simons po nagraniu każdych 5 sekund nowych utworów przerywali, by sięgnąć po kalkulatory i zacząć obliczać ewentualne zyski. Nie ma chyba innego wyjaśnienia dla panów, którzy najwyraźniej zapomnieli, jak się tworzy dobrą muzykę. Jednak nawet najpilniejsze wydatki nie usprawiedliwią tego, co się wyprawia na „We Are The Night”.

Jak to często bywa w przypadku nieudanych produkcji początek nie zwiastuje niczego groźnego. Utwór tytułowy, mimo że schematyczny i podpadający nieco pod „Under The Influence”, nie zmusza do zmiany ścieżki, zaś kolejny „All Rights Reversed” to zdecydowanie najlepsza kompozycja zestawu – taneczna, z pazurem, po prostu „chemiczna” kolaboracja z indie-rockową formacją Klaxons. Niestety, na to, co dzieje się potem można spuścić zasłonę milczenia. No, może z tego rozmemłanego i nudnego zestawu trochę wybija się „Burst Generator” i „The Pills Won’t Help You Know” (feat. Midlake) na upartego. Reszta to przykry dowód na to, że duetowi najzwyczajniej brakuje pomysłów. Ani sample, ani beaty, ani featuringi, które były główną siłą „Push The Button”, nie sprawdzają się. Z kolei większość utworów, w których Rowlands i Simons muszą sobie radzić sami, to kolejne serie porażek. Kto jak kto, ale Chemical Brothers przecież wiedzą, czym te lody o smaku parkietowych przebojów się kręci. Powinni więc czuć obowiązek nagrania co najmniej kilku numerów z ogniem, potencjałem. Może to usprawiedliwia wybór pierwszego singla – numeru, któryby przyciągał (poza piosenką z Klaxonsami), po prostu nie ma.

Tak więc odcinanie kuponów, o które oskarżano Chemical Brothers przy okazji ostatniej płyty, teraz weszło w decydującą fazę i jest bardziej jaskrawe niż kiedykolwiek. Chciałbym, żeby „We Are The Night” było tylko mało zabawnym żartem, ale angielski duet w tym co robi zdaje się być śmiertelnie poważny i przekonany o tym, że nagrał kolejny przebojowy album.

Rafał Maćkowski (el.greco)