skalpel-1958Co wydarzyło się w roku 1958? Urodziła się Kate Bush, Borys Pasternak zdobył i nie przyjął Nagrody Nobla, a w Polsce uskuteczniono pierwszą prezentację kultowego samochodu dostawczego Żuk. Pojawiła się też płyta „Jazz Believers” Krzysztofa Komedy i to – a przede wszystkim sam Komeda – interesowałoby nas w tym miejscu najbardziej. Rok 1958 stał się inspiracją do nagrania utworu, o takim właśnie tytule, który z kolei zainspirował paru innych muzyków do zmodyfikowania go na swój własny i niepowtarzalny sposób. I – rzecz jasna – nie tylko „1958” był takim natchnieniem. W każdym razie, uzbierało się tych utworów sporo i porozrzucane były na przeróżnych singlach, epkach, winylach, longplayach, w Internecie (oficjalnie!) i kto wie, gdzie jeszcze. Ktoś wreszcie pomyślał, żeby to zebrać w jedno miejsce, odpowiednio poukładać, doprawić świeżymi kompozycjami i wydać. Tak powstał „1958 Breaks”, który co prawda nowym albumem jeszcze nie jest, ale śmiem twierdzić, że może być jego swoistą zapowiedzią.
Igor Pudło i Marcin Cichy (czyli Skalpel, o czym wspomnę pro forma) w wielu wywiadach powtarzają, że materiał na ich nadchodzącym krążku będzie bardziej taneczny, jednak w nieco innym niż „klubowe” znaczeniu. I rzeczywiście, jakkolwiek debiut (selftitled) brzmi bardzo spokojnie, efemerycznie wręcz i jest niezwykle, jak to określają niektórzy, „dusty” i „smokey”, więc do tańczenia się raczej nie nadaje, tak w utworach zawartych na opisywanym krążku beat jest zdecydowanie mocniej zaznaczony, a do „1958” w którym Skalpelowcy sami siebie zremiksowali, wręcz ciężko usiedzieć spokojnie. Choć oczywiście „zadymiony” klimat pozostał.

Samego „1958 Breaks” nie można zrecenzować w sposób typowy – nie oceniam tu bowiem dzieła jednego artysty czy zespołu, ale pracę zbiorową, swoiste wariacje na zadany temat. Można oczywiście snuć (bezczelne skądinąd) przypuszczenia, że płyta została wydana, by zedrzeć pieniądze z miłośników duetu – i takie domysły miałyby być może swoją rację bytu, gdyby nie fakt, że podczas słuchania „1958 Breaks” w ogóle nie czuje się, że to zbiór remiksów i ekskluzywnych wersji kilku nagrań. Po pierwsze: wszystkie dość znacząco się od siebie różnią, zapewne dlatego, iż w każdym z nich wybrzmiewa charakter jego autora, a dopiero później typowa atmosfera Skalpela, po drugie zaś: wszystkie są ułożone w taki sposób, by nawet przez chwile nas nie znudzić. Czasem miałam wrażenie, że rzeczywiście słucham zupełnie nowych nagrań (choć te pojawiły się także), a nie innych wersji utworów, które przecież znałam już dużo wcześniej.

Polecam ten krążek nie tylko kolekcjonerom i fanom, którzy zbierają każdego singla i EPkę – „1958 Breaks” jest sam w sobie dobrym materiałem, idealnie moim zdaniem osładzającym gorzki czas oczekiwania na nowy longplay. I w dodatku ładnie wydanym.

Kaśka Paluch