Miloopa to jedno z ciekawszych zjawisk na polskiej scenie muzycznej. Znakomity debiut, równie ciepło przyjęta druga płyta to powody do radości. Zwłaszcza, że radość ta stoi na bardzo wysokim poziomie. Rozmawiamy z Monterem – gitarzystą, klawiszowcem i MC grupy.
Kaśka Paluch: Pierwsza płyta Miloopy okazała się sporym sukcesem, na praktycznie każdej płaszczyźnie. Czy Wasze życie, sposób na muzykę jakoś się po tym zmieniły? Stały się łatwiejsze, trudniejsze?
Monter: Dla mnie po wydaniu pierwszej płyty najbardziej liczy się doświadczenie, które nabyliśmy grając koncerty w wielu miejscach Europy, nagrywając w różnych studiach. Te sytuacje muzyczne pomogly nam się stać bardziej dojrzałymi, świadomymi muzykami. Miloopa stała się także rozpoznawalna, co tchnęło w nas dużo pewności siebie. Nowe projekty, pomysły realizujemy bez kompleksów.
Sam projekt Miloopa, podobnie jak kilka innych znanych mi osób, poznałam dzięki Andrzejowi Szajewskiemu. Nie ma go jednak teraz z Wami, dlaczego?
Andrzej to osoba o wielkim talencie w wielu dziedzinach. Jednocześnie fascynowala go muzyka, film, produkcja telewizyjna, radio. W pewnym momencie jego kariery poświęcił się całkowicie programowi telewizyjnemu, którego był producentem i wspólne granie było już po prostu niemożliwe.
Mam wrażenie, że jesteście skupieni raczej na ekspansję poza Polskę. Współpracujecie z zagranicznymi producentami, występujecie z zagranicznymi artystami no i za granicą chyba częściej niż w Polsce. Taki target wyszedł z założenia czy czynników niezależnych od Was?
Duży wpływ na to miał na pewno fakt, ze nasza muzyka opiera się na wpływach muzyki elektronicznej, klubowej której kolebka to m.in. Londyn, Berlin i inne miasta w zachodniej Europie. Odnoszę wrażenie, że dla tamtej publiczności muzyka Miloopy jest bardzo atrakcyjna, bo pewne jej elementy są znane. W Polsce Miloopa nadal jest alternatywnym projektem. Dodatkową sprawą jest użycie angielskojęzycznych tekstów. Zdajemy sobie sprawę, że gdybyśmy śpiewali po polsku, ułatwiło by to odbiór naszej muzyki. Z drugiej strony nie mielibysmy szans zagrać gdziekolwiek za granicą. Nasz projekt przestałby być uniwersalny.
O czym myśleliście, o czym rozmawialiście, kiedy usiedliście w studio do nagrania „Unicode”? Czuliście presję tzw. syndromu drugiego albumu?
Tak, rozmawialiśmy o tym przed rozpoczęciem nagrań. Chcieliśmy by druga plyta była lepsza, bardziej energetyczna, przemyślana. Wiedzieliśmy, ze nie możemy pozwolić sobie na kompromis, przede wszystkim w sferze brzmieniowej. Już na pierwszej naszej płycie postawiliśmy wysoko poprzeczkę jeśli chodzi o realizacje nagrań. Między innymi dlatego chielismy pracować z Rolim Mosimannem.
Recenzenci muzyczni doszukują się w „Unicode” krystalizacji stylu, rozwoju bądź eksploatowaniu wcześniej obranej ścieżki. Czym dla Was samych jest „Unicode”?
Na Unicode odrobinę zmieniliśmy styl. Nadal brzmienie zespołu jest charakterystyczne, lecz podejście do nagrywania zaproponowane przez Roliego wpłynąło na brzmienie plyty. Zasugerował nam, żebyśmy odrzucili na chwile brzmienia komputerowe, a skupili się na wlasnych instrumentach. Oczywiście nie miało to oznaczać, że płyta będzie akustyczna. Używaliśmy rasowych klawiszy : Rhodes, Elka przetworzonych za pomoca analogowych efektów. Podobnie było z pozostałymi instrumentami. Prawie każdy dzwięk na plycie, nawet te które wydają się być nienaturalne, są zagrane przez nas. Na Unicode jest wiec wiecej nas, a mniej komputerów. Nie wykluczamy jednak dalszych zmian koncepcji w przyszłości. Zawsze warto probować czegoś nowego.
Jak poznaliście się z Roli Mosimannem?
Roliego poznaliśmy o wiele wczesniej, na trasie z zespolem NERVE jojo Mayera. Była to pierwsza trasa koncertowa organizowana przez agencje Gig Ant. Ten tydzień który spędziliśmy z nimi, grajac wspolne koncerty, był bardzo ważny dla nas. Świetne doświadczenie no i przede wszystkim podpatrywaliśmy Roliego, jak aktywnie uczestniczy w koncercie zespołu będąc po drugiej stronie jako akustyk! To było dla nas zupełnie coś nowego.
I jak się z nim pracowało – miał duży wpływ na ostateczną formę albumu czy siły i potrzeby rozłożyły się równomiernie?
Udział Roliego w nagraniu płyty był znaczny. Najwięcej czasu zająl nam proces nagrywania. Ponieważ założyliśmy, że będziemy używać ‘żywych’ instrumentow, trzeba było przearanżować wczesniej napisane partie lub wymyślić zupełnie nowe. Tu było miejsce na kreatywną pracę. Roli podchodzi do tematu zawsze ambitnie. Były momenty, gdy przez kilka godzin szukaliśmy wspolnie dobrego brzmienia. Zawsze pełen energii nakręcał nas, byśmy jak najlepiej nagrali wlasne partie. Nastąpiła swietna wymiana energii. On dzielił się z nami chetnie swoja wiedza na temat brzmienia, produkcji a my wtedy mocno się staraliśmy, by nasze granie było optymalne. Trzeba tez dodac, ze są momenty gdzie Roli wspomogl nas kompozycyjnie, aranżacyjnie a nawet w jednym utworze spiewa (śmiech)
„Unicode” jest bardziej zróżnicowana stylistycznie od pierwszego krążka – czy do głosu zaczęły dochodzić indywidualne potrzeby każdego z muzyków?
Tak jak wspomniałem, zmiana stylu wynikla ze zmiany sposobu nagrywania. Liczy się tutaj dobor instrumentow, a także pewien koncept. Które elementy powinny grac kluczowa role, a które są miej wazne. Przez to ten nasz nowy styl wydaje się być bardziej przemyślany, zaplanowany.
Jak zawsze na koniec: co dalej? Koncerty, klipy, nowy album?
Przede wszystkim promocja „Unicode” – mamy nadzieje, ze nie tylko w obrebie Europy. Z nowym materialem odwiedziliśmy już Niemcy, Francje, Anglie, Walie. Trwaja ustalenia na teman naszych koncertow na Wegrzech, w Austri i Izraelu. Wkrótce pojawi się krótki film promocyjny, zawierający zdjęcia z naszych zagranicznych wyjazdow.
rozmawiała: Kaśka Paluch
fot. Elmer Radi Radisson / www.myspace.com/miloopamusic