Zawładnęła umysłami fanów trip-hopu, a niejednej osobie przywróciła wiarę w gatunek. Pełna emocji i wrażeń, niezwykła osoba o bogatej wyobraźni – Inga Liljestrom, niedługo przed występem na Ostrava Festival 2008 i nagraniem nowej płyty, specjalnie dla 80bpm.net

inga

Kaśka Paluch: Kiedy moja znajoma spytała mnie o moje wrażenia z odsłuchu twojej muzyki, powiedziałam jej: jest jak wino australijskie, mało znane, trochę dziwne, ale cholera – dobre – miałam rację?

Inga Liljestrom: Och… urocze określenie – my naprawdę robimy dobre wino! Poza tym lubię muzykę, która upaja albo sprawia, że czujesz się trochę dziwnie albo nawet poza swoim ciałem w dobrym znaczeniu tych słów. Więc myślę, że to miłe, co powiedziałaś.

Miałam jeszcze jedno skojarzenie z “Elk” – artystyczny romans Beth Gibbons, Anji Garbarek i Bjork. Inspirują cię te artystki?

Bardzo je lubię, szczególnie tę inność, emocjonalną zawartość ich pracy i próbuję robić to samo w mojej własnej twórczości. Podoba mi się, że te artystki próbują stworzyć wszechświat ze swojej muzyki i być może jesteśmy w tej samej galaktyce. Kobiece planety migoczące w dali…

Studiowałaś na uniwersytecie improwizację jazzową. Było to pomocne? Wydaje mi się, że twoja muzyka jest raczej bardzo przemyślana, zaplanowana…

Bardzo dobrze studiowało mi się ten kierunek, uwielbiam też wokalistki jazzowe – jak Billie Holiday czy Sarah Vaughan. Masz rację z tym, że nagranie brzmi bardzo planowo i precyzyjnie, ale na żywo jest w tym więcej wolności – utwory zaczynają dorastać i rozwijać swoje własne życie. Lubię za każdym razem improwizować ze śpiewem i melodią.

Właśnie, śpiewasz o bardzo prywatnych sprawach. To twoja własna historia czy jakiś fikcyjny przekaz do słuchacza?

Cóż, bardzo chciałam śpiewać o emocjonalnej prawdzie, sercu i uczuciach. Niektóre teksty to moje życie, ale sporo to także moja wyobraźnia, która jest bardzo barwna. Próbowałam stworzyć obrazy dla słuchacza. Obrazy, które mogą go złapać i przenieść w inne miejsce. Wynieść go z fałszywości dnia codziennego i pomóc znaleźć znowu magię – magię codzienności… zbiegi okoliczności, ukryte znaczenia i wiadomości, tylko po to by być gotowym do znalezienia romantyczności w życiu – nie tylko z kochankami, ale w ogóle we wszystkim.

Miałam wrażenie, że każdy twój klip to mały film, w którym jesteś aktorką. Całość przypomina mi klimat Lyncha…

Uwielbiam filmy Lyncha! Jego świat i to, jak jest rozwarstwiony. Kocham kino i piszę swoją muzykę imaginując w umyśle film, więc to jest coś w rodzaju soundtracku. Lynch jest moim ulubionym reżyserem, a poza tym ten hiszpański reżyser filmu „Kochankowie z kręgu polarnego”, którego nazwiska w tym momencie nie pamiętam [chodzi o Julio Medema – dop. red.] oraz oczywiście francuskiego reżysera Michaela Gondry’ego. Choć jest tego wiele więcej…

Piszesz muzykę imaginując sobie film. A jak to wygląda tak bardziej z technicznej strony – najpierw melodia, tekst, jakiś interesujący bas?

Przy pracach nad “Elk” zaczynałam od smyczków, to był mój punkt wyjścia. Próbowałam stworzyć środowisko dla nich – śnieżne, zagubione albo opuszczone drogi… a potem dodawałam tekst by dokończyć obraz. Jeśli chodzi o mój nowy album, najpierw piszę tekst i kompletuję dźwiękową przestrzeń – później dodam instrumenty. Chcę by było minimalistycznie.

A jak wyglądają twoje koncerty od strony wizualnej?

Koncerty potrafią być filmowe, dramatyczne, trochę oniryczne, tak myślę. Musisz mi powiedzieć co o tym myślisz, jak zobaczysz mój koncert. Sądzę, że każdy widzi to inaczej. Lubię robić wielkie show, ale uczucia przekazuję w trakcie małych, intymnych występów, kiedy mój zespół i ja gramy cicho do pełnej sali siedzących na podłodze ludzi. Jest cicho i przytulnie. To piękne i bardzo „zdemaskowane” uczucie. Wydaje mi się, że takie koncerty są świetne, ale jak ludzie tańczą do niektórych naszych kawałków, to też jest OK.!

OK, a więc po trasie koncertowej wracasz do studia i nagrywasz płytę?

Tak, nowy album! Nie mogę się tego doczekać. Mam wrażenie, że jak tego zaraz nie zrobię to wybuchnę, więc naprawdę się niecierpliwie!

rozmawiała: Kaśka Paluch
zdjęcia: Gavin Bradstreet