O tym, że z długiej listy płyt, które planuję zakupić (pozwolę tu sobie pozdrowić kolegę redakcyjnego, homeboya) wybrałam właśnie najnowszy album Illumination, zadecydowała jego… okładka. Między innymi rzecz jasna, ale to dla mnie szalenie istotne, jak prezentuje się pod względem estetycznym wygląd płyty – wychodzę bowiem z założenia, że dobry muzyk, nie zrobi sobie kiepskiej okładki (oczywiście są wyjątki potwierdzające tę regułę). Niemniej jednak tchnienie wyczucia smaku docierające do mnie z pudełka „Chilluminati” sprawiło, że nie miałam możliwości przejścia obok tej płyty obojętnie. Poza tym na Jazzland Records nie można się zawieść.
Illumination to duet, którego remiksy pojawiały się na wielu płytach, wielu – mniej lub bardziej znanych – artystów. Po kilku latach panowie zdecydowali się na zebranie ich wszystkich w jedną całość i oficjalne wydanie – jakże ja im za to dziękuję! Trzeba przyznać, że nie są to remiksy byle jakie, niektóre stały się nawet bardziej znane od oryginałów – jak „Gula Gula” Mari Boine, dzięki któremu w ogóle poznałam tę artystkę. Przyznam się zupełnie szczerze, że nie znam wszystkich pierwowzorów kompozycji zawartych na krążku i równie szczerze dodam, że w kilku przypadkach w zupełności wystarczają mi remiksy – mam wrażenie, że są nakierowane dokładnie na mój gust. Przestrzenie delikatnych brzmień ujęte w nawias głębokiego basu, eksperymentów z perkusją, w pewnym sensie kojarzących się z DJem Shadowem (na przykład w otwierającym płytę „Superstrings”) i oczywiście wokale – w odpowiednich momentach eksponowane lub oddalone na drugi plan. Wszystkie utwory są ze sobą powiązane, jak w secie, tworząc zwartą całość i tylko tak potrafię słuchać tego albumu – od początku do końca. Bez przerwy.
Nie potrafię oceniać tej płyty w kategorii zbioru remiksów – dla mnie, każda ścieżka tego krążka tworzy z innymi spójna, idalnie zgraną całość. Podróż do świata trip-hopu, acid jazzu, z naleciałościami muzyki Wschodu, subtelnej elektroniki… nic dodać, nic ująć – trzeba posłuchać.
Kaśka Paluch