deadbeat-nwoMuzyka dla miast

Zaczyna się od niesprecyzowanej dźwiękowej konfuzji. Masa zdekonstruowanych tonów, trzasków i szumów. Po chwili wyłania się z nich delikatna, melancholijna melodia kontrapunktowana przez pojedyncze uderzenia bitu. Za chwilę dołączy do niej reszta ze struktury utworu. W szybie jadącego tramwaju odbijają się refleksy świetlne, mijamy bloki, mosty, samochody. Po kilku minutach muzyka w słuchawkach nabiera dynamizmu i mocy. Do głosu dochodzi głęboki, intensywny bas, jego dźwięki sączą się z obu słuchawek i spotykają gdzieś z tyłu czaszki. Mam wrażenie, że ta płyta została stworzona jako soundtrack do miasta nocą. Tak rozpoczyna się „New World Observer”.
Aż trudno uwierzyć, że dub swoje korzenie ma w słonecznej i przesyconej pozytywną energią muzyce jamajskiej. Szczególnie kiedy trzon tego gatunku zderza się z mocą i możliwościami elektronicznego ozdabiania. Co zresztą Deadbeat opanował do perfekcji. Nie bez powodu nazywa się go „specjalistą od minimal dubu” – trudno zaprzeczyć temu określeniu, kiedy ma się blisko uszu coś na miarę „New World Observer”. Jest to, notabene, niezwykle trafny tytuł – rzeczywiście muzyka Deadbeata to dźwiękowe zobrazowanie obserwacji nowego świata. Dlatego właśnie brzmi, jakby swoje początki miała nie na wyspach Morza Karabskiego, ale w pulsującym nocnym mieście.

Scott Monteith – bo tak nazywa się Deadbeat – wykorzystuje to, co najlepsze było w osiągnięciach pierwszych artystów dubowych z Kingston, a później wtyka w okowy współczesnego minimalu, ambientu i techno. Efektem jest coś, co powszechnie nazywa się electro-dubem. Monteith tworzy konstrukcje bardzo zwarte, osadzone w niskich rejestrach, a jednocześnie są to utwory mające tak samo dużo przestrzeni w sobie, jak i pozostawiające ją słuchaczowi. Dlatego tak ważne jest, by poznawać je na dobrym sprzęcie grającym, który nie zgubi nasycenia ciemnej barwy każdej z tych kompozycji. To w utworach Deadbeata rzecz prominentna. Paradoksalnie wiemy, że nie może z nich umknąć ani jeden dźwięk, nie można też niczego do nich dodać. A jednak pozostajemy w atmosferze niedopowiedzenia. W końcu dub budowany jest ze strzępków, między którymi jest jeszcze sporo miejsca na wizje indywidualne.

„The New World Observer” to mistrzostwo w budowaniu klimatu i nastroju, a od strony technicznej prezentacja niezwykłego wysublimowania i wyczucia smaku w kwestii żonglowania gatunkiem. Pozycja bezwzględnie obowiązkowa.

Kaśka Paluch