Festiwal Tauron Nowa Muzyka po dwóch latach przerwy powrócił do katowickiej strefy kultury. Dopisała pogoda, frekwencja i w końcu można było poczuć przyjemny klimat letniego festiwalu zatopionego w miejskiej przestrzeni. Postpandemiczna rzeczywistość nie była jednak łaskawa tak dla artystów, organizatorów jak i publiczności.

Zawirowania w przestrzeni powietrznej, charakterystyczne dla ostatnich dni, niestety również. Z bogatego line up’u festiwalowego wypadła Anna Calvi, której występ byłby świetnym dopełnieniem zestawu brzmień głównej sceny pierwszego dnia imprezy. Charyzmatyczna brytyjska wokalistka i gitarzystka, porównywana często z osobowościami takimi jak Patti Smith czy PJ Harvey zgrałaby się idealnie z Ralphem Kamińskim, Nilüfer Yanya czy The Cinematic Orchestra, których występy są wyjątkowo instrumentalne, niekoniecznie doprawione sytą elektroniką. Wirus spowodował, że na festiwal nie dotarli również Kollektiv Turmstrasse (desygnując w ramach godnego zastępstwa Butch’a). W Katowicach nie zagrali też Shards oraz Skream.

The Cinematic Orchestra, fot. Ewa Urbańska
The Cinematic Orchestra, fot. Ewa Urbanska
Ralph Kamiński, fot. Ewa Urbańska

Formuła festiwalu niezmienna choć zmieniły się miejsca inauguracji oraz zamknięcia imprezy. Industrialna przestrzeń Muzeum Hutnictwa Cynku Walcownia idealnie sprawdziła się jako obszar prezentacji elektroniki różnej proweniencji. Dubstepowo-raggowo-junglowy Phantrax: dzicy, niepokorni i nieprzewidywalni TONFA oraz gwiazda tego wieczoru czyli The Bug razem z MC Flowdan zatrzęśli Walcownią zgodnie z przewidywaniami. Zakończenie festiwalu z udziałem przyjaciół imprezy DJ Glasse i Mr.Lex oraz zagranicznymi Eagles & Butterflies odbyło się tym razem w funkcjonującym od ubiegłego roku klubie festiwalowym JAZBAR Muchowiec. Oba festiwalowe kluby (wspomniany Jazbar oraz Sztauwajery) przy sprzyjającej pogodzie stanowią doskonałe miejsce relaksu, regeneracji i świetnej zabawy dla festiwalowiczów (i nie tylko).

Szczyl, fot. Ewa Urbańska

Rozstawiony na pięciu scenach „Tauron” jak zwykle rozbrzmiewał w sposób bardzo zróżnicowany. Jedną z ciekawszych scen była ta ulokowana w siedzibie NOSPR. Kameralna, w pełni profesjonalna sala koncertowa ze znakomitą akustyką jest miejscem gdzie podczas festiwalu prezentowana jest muzyka nieoczywista, odważna, ciekawa, eksperymentalna i niejednokrotnie wymagająca ciszy. Tak było w przypadku występu japońskiej artystki wokalnej mieszkającej obecnie w Londynie – Hatis Noit.

Trzeba wyjątkowego talentu by mając do dyspozycji „tylko” głos oraz looper oczarować publiczność i przenieść ją w autorski, egzotyczny muzycznie świat wokalistki.

Artystka zaprezentowała głównie utwory z albumu „Aura” – świetnie wypadło „Himbrimi” oraz „Jomon”. Podobnie rzecz miała się z występem Niklasa Paschburga. Twórczość niemca jest bardzo przystępna dźwiękowo, delikatna i tonalna. Piękna fuzja akustycznego pianina z subtelną elektroniką, konstruowana na zasadzie stopniowego budowania napięcia, oparta na ładnej harmonii i śpiewności. Słychać klasyczny background w edukacji pianisty – głównie w dbałości o dźwięk oraz wspomnianą harmonię. Paschburg współpracował z artystami którzy pojawiali się na Nowej Muzyce w przeszłości (m.in. Ry X czy Hanią Rani i Dobrawą Czocher).

W znajdującym się nieopodal kameralnej sceny NOSPR amfiteatrze (PERŁA FEEL THE BEAT STAGE) dominowały brzmienia odrobinę mocniejsze. Świetnie zaprezentowały się dwie załogi z niemiec, duet ÄTNA oraz akustyczno-elektroniczni dystrybutorzy melodyjnego techno Klangphonics. W przypadku ÄTNY zimne synthowe brzmienia, wyraźny bass i mocno przefiltrowane wokale nasuwają skojarzenia z twórczością The Knife czy Kate Boy. Świetnie zabrzmiał „Weirdo”, „I see Love” czy rozpoczynające występ „Aye Aye”. Przy sprzyjającej pogodzie atmosfera tej sceny jest fenomenalna i znam takich, którzy twierdzą że to najlepiej rozbrzmiewający rejon strefy kultury w trakcie trwania festiwalu. 

Sobotnie zestawienie artystów na głównej scenie powodowało, że w zasadzie cieżko było opuścić MCK (swoją drogą, rokrocznie doceniam zlokalizowanie głównej sceny „Taurona” w gigantycznej, klimatyzowanej sali). Mogliśmy wysłuchać zarówno doświadczonych Fisz Emade Tworzywo z nowym albumem jak i debiutujących, niepokornych przedstawicieli polskiej sceny rapowej. Mowa o Szczylu, który materiał z „Polskiej Florydy” zaprezentował wraz z żywym zespołem. W przypadku sztuki gadanej uważam to za zawsze dobry ruch by rapera wspierał zespół instrumentalny a nie tylko DJ (choć nie kwestionuję takiego zestawienia). Wyszło dynamicznie, brudno, rockowo i dziko (szalone freejazzowe odjazdy saksofonu), zdecydowanie mocniej niż na płycie. Z niecierpliwością czekam na dalszy rozwój tego projektu.

Fisz Emade Tworzywo to marka której specjalnie przedstawiać nie potrzeba tak w ogóle jak i katowickiej publiczności szczególnie. Zespół wielokrotnie zapraszany był na imprezę, w tym roku z albumem „Ballady i Protesty”. Materiał z płyty wzbogacony został o starsze numery w nowych aranżacjach (kapitalne „30cm”). Co ciekawe zabrakło singla promującego płytę, ale mniemam, że ramy czasowe występu były tu decydujące. Ale co tu dużo pisać, Fisz rapujący, Fisz śpiewający – kupuję to zawsze i wszędzie.

Fisz Emade Tworzywo, fot. Ewa Urbańska

Niemała część publiczności oczekiwała z niecierpliwością na pochodzący z Wiednia duet (tutaj w trio z elektronicznymi bębnami) elektroniczny HVOB, również z nowym materiałem, płytą zatytułowaną „TOO”. Muzyka austriackiego kolektywu choć bardzo melodyjna i okraszona aksamitnym wokalem Anny Müller niepozbawiona jest mocy i cięższych, brudniejszych brzmień. Austriacy zaprezentowali mocny, energetyczny set w którego kulminacji wybrzmiało „Bruise” – numer rozpoczynający najnowszy album zespołu.

HVOB, fot. Ewa Urbańska

Główną gwiazdą sobotniego lineup’u niewątpliwie był berliński Moderat i nie dało się nie wyczuć, że spora część ludzi pojawiła się w strefie kultury specjalnie dla nich. Czwarta wizyta niemieckiego tria w Katowicach była jednym z wielu przystanków obszernej, globalnej trasy promującej album „MORE D4TA”.

Wiedziałem, że będzie bardzo dobrze, ale moje oczekiwania dźwiękowe i wizualne zostały jednak mocno przekroczone.

Nowy liveset niemieckiej załogi to pyszna hybryda dźwięku z perfekcyjnie dostrojonym i przemyślanym obrazem (wizualizacje towarzyszące numerowi „Running”!). Utwory ze starszych albumów w przemyślany sposób przeplatają się z nowym materiałem (rozpoczynający set „Doom Hype” świetnie przechodzi w klasyk „Rusty Nails”). Całość porywa i na długo pozostaje w uszach i pamięci.

Moderat, fot. Ewa Urbańska
Moderat, fot. Ewa Urbańska
Moderat, fot. Ewa Urbańska

Tradycyjnie już Club stage była miejscem prezentacji tanecznej elektroniki stylistycznie oscylującej głównie wokół różnych oblicz techno. Z poprzednich edycji pamiętam nieco większe zróżnicowanie gatunkowe tej sceny co w mojej ocenie było dobre i może warto byłoby do tego wrócić. Na club stage powrócili znani z poprzednich edycji artyści, np. uwielbiany szwedzki The Field, Włoch Donato Dozzy czy Red Axes którzy jak zwykle nie zawiedli najbardziej wytrwałych festiwalowiczów kręcąc imprezę do wczesnych godzin rannych. Nie zawiedli też tauronowi debiutanci, polska załoga Vacos Malcolm czy niemiecki .VRIL.

Sąsiadująca z Club stage scena Carbon była przestrzeniąbardzobogatą stylistycznie, od ciężkiego techno Lorenzo Raganziniego (który zaserwował set na takim tempie i intensywności że było to chyba najmocniejsze uderzenie tej edycji festiwalu), przez alternatywę gitarową w wykonaniu polskiego Trupa-Trupa, dzikość i bezkompromisowość Zdechłego Osy po świeżą falę berlińskiej elektroniki i performance’u w wykonaniu Catnapp.

Znakomicie było wrócić do Katowic i doświadczać festiwalu w jego właściwej formie i dodatkowo przy wyjątkowo pięknej pogodzie, która towarzyszyła festiwalowi.

Postpandemiczna rzeczywistość nie jest łatwa i mogę się tylko domyślić jak odwoływane na ostatnią chwilę występy utrudniają pracę organizatorom. Niemniej było pysznie i z niecierpliwością czekam na termin kolejnej edycji!

Michał Paluch