Kiedy patrzę na Moby’ego z okładki „Reprise”, z charakterystycznym żółtym logo Deutsche Grammophon, wraca do mnie wspomnienie. Mam 13 lat i wracam z zagranicznej kolonii autobusem. Po drodze gdzieś się zatrzymujemy, chyba w Austrii, dzieciaki rozbiegają się po galerii handlowej, bo wszystko jest takie nowe, tyle jest do zobaczenia i kupienia. Ja kieruję się do sklepu muzycznego, z którego wychodzę z dwiema kasetami – ATB „Movin’ Melodies” i Moby „Play”, obie wydane w 1999 roku. W autobusie podchodzi do mnie koleżanka i mówi:

„Słyszałam, że masz nową kasetę Moby’ego. Dałabyś mi posłuchać tej piosenki z tym smutnym ludzikiem? Chciałabym sobie popłakać”.

Na „Reprise” ten utwór słyszymy w zaaranżowanej na orkiestrę i głosy Apollo Jane i Deitricka Haddona. Fragment „He’ll open doors” jest gospelowy. Ta wersja chwyta za serce nie mniej niż oryginał. Jest dojrzalsza, zupełnie jak ten Moby w garniturze na okładce, z logo najsłynniejszej wytwórni muzyki klasycznej w historii muzyki. Czy to oznacza, że „Play” jest już klasyką? Nie mam co do tego wątpliwości. I nie mogę oprzeć się wrażeniu, że materiał dojrzał razem z nami. Dziś nikt już nie skacze jak Moby na okładce, nastrój jest poważniejszy i dostojny. Tylko łzy dalej tak samo napływają do oczu.

„Reprise” to oczywiście nie tylko materiał z „Play”, choć w dużej mierze. Do nowych aranżacji artysta zaprosił sporą grupę artystów, w tym genialnego Gregory Portera, którego wykonanie „Natural Blues” może stać się nową klasyką. Usłyszymy także Jima Jamesa, Mindy Jones czy popularnego dziś islandzkiego pianistę Vikingura Ólafssona. Jest też Mark Lanegan i Skylar Grey. No, dzieje się.

Zespół towarzyszący artystom to Budapest Art Orchestra i kwartet smyczkowy pod batutą Josepha Trapanese. 

Pete Tong przetłumaczył już na język muzyki klasycznej większość przebojów dance’owych, dziś robi to Moby. To jakby materiał wcześniej nalewany z nocnym klubie z kija, dziś podawano w szklaneczkach z lodem. Ta wersja nie tyle zastępuje młodszą, co po dekadach pozwala odkryć ją na nowo i być może także znaleźć w niej coś, co do tej pory było niewidoczne. Ja chętnie skosztuję, ale póki co nadal smak zimnego, w letnie popołudnie i z kija jest nie do zastąpienia.

Kaśka Paluch