Jeśli chodzi o artystów z kręgu muzyki elektronicznej, na wysyp nowości w piątkowe poranki nie można narzekać. Dziś swoją nową epką uraczył nas Slacker. Której tytuł – „Mists Lift” – pasuje do muzyki jak ulał. Atmosferyczny, ambientowy drum and bass, nabierający tempa wraz z trwaniem płyty, faktycznie unosi się jak mgiełka, powoli odsłaniając nam widok na coraz więcej melodii, a nawet wokali.
Propozycja Slackera trafi przede wszystkim do miłośników tego lekkiego, nienachalnego, dobrze zaprogramowanego połamanego bitu, który przesypuje się przez spokojne, harmonijne, długie nuty jak złoty piasek. Najbardziej krystaliczny widok na styl prezentowany przez Slackera osiągamy w „Escapism” na zwieńczenie płyty. Pojawia się sampel wokalny, dużo intensywnego, skomplikowanie utkanego bitu. Bez najmniejszego zawahania można powiedzieć, że brzmi to jak produkcje ASC czy Seby z ich najlepszych czasów.
Zabawne, że producent, którego pseudonim oznacza „niechlujny” tak pracowicie konstruuje warstwę perkusyjną w swoich kompozycjach. Wciąga to, bawi i odpręża. Dlatego na koniec recenzencka klisza: szkoda, że to epka, bo zostawia spory niedosyt. Moglibyśmy tak płynąć razem godzinami.