„Razem jesteśmy czymś innym, czymś więcej” – powiedział Lil Silva o nowym projekcie założonym z Georgem Fitzgeraldem – OTHERLiiNE. I trudno o lepsze podsumowanie ich właśnie wydanej epki. Jeśli, tak jak ja, należycie do grona słuchaczy uwielbiających „emocjonalne techno”, ta płyta rozłoży was na kawałki.
Efemeryczne, melodyczne, delikatne, piękne. Otwierający epkę utwór „One Line” z samplem wokalnym powtarzającym jak mantrę „let me know when you’re ready / should I save it for now? / should I save it for later? / possibility” – to magiczna zapowiedź historii jaka wydarzy się dalej. To, co najlepsze z twórczości Fitzgeralda, maestro pełnej emocji elektroniki, czyli łagodne wokale i deep house’owy groove tutaj są, jak mówił sam Lil Silva, trochę inne, trochę BARDZIEJ. Bo to właśnie Lil Silva dodaje (jak mniemam) nieco więcej odwagi w rozwiązaniach, które u niego są dość radykalne (że wspomnimy „Night Skankera” z 2010 roku). Wygląda więc na to, że w OTHERLiiNE Fitzgerald i Lil Silva wzajemnie się inspirują i hamują. Żeby z jednej strony nie popaść w zbytnią efemeryczność, a z drugiej – nie przesadzić z czymś, co wrażliwsze uszy może zniechęcić.
Zmieniają się bity, zmieniają się proporcje. Raz większy nacisk kładą na warstwę perkusyjną, raz prowadzenie przejmują długie pady, raz więcej jest wokalu, a raz pojawia się tylko jako krótki sampel.
Niektóre utwory („linterude 1”) mają iście popowy potencjał, ale wszystko dzieje się tu nienachalnie, nie za dużo, a jednak dzieje się sporo. Aż trudno uwierzyć, że tyle emocji, dźwięków i odwołań stylistycznych można zmieścić w jednej epce, a przy tym nie stworzyć ani trochę wrażenia chaosu i przesytu.
Tę płytę się smakuje, nią się delektuje. Po takim debiucie w formie krótkiej można spodziewać się longplaya, który – kiedykolwiek się ukaże – będzie elektroniczną płytą roku.