Dzisiejszy wysyp premier z kręgu muzyki elektronicznej cieszy, bo trudno było od początku roku znaleźć w tym temacie coś godnego zawieszenia ucha na dłuższą chwilę. Tym razem można. Model Man, połówka Air – Nicolas Godin, Kölsch o to zadbali.

Model Man „Beta Songs”

Duet, który chyba niespecjalnie lubi o sobie opowiadać, bo zarówno ich strona internetowa, management jak i Facebook praktycznie milczą na temat biograficznych szczegółów Model Mana. Liczba fanów – nieco ponad tysiąc – zdradza również, że nie jest to może naj-hiper-popularniejszy skład na świecie. Co nie zmienia faktu, że poznać go warto i dołączyć do obecnego tysiąca lajków. „Beta Songs” to krótki zbiór piosenek dryfujących swobodnie między stylistyką 2stepu, post-burializmu i house’u w stylu Cassiusa z czasów „I <3 YOU SO”. Diabeł tkwi w szczegółach, w użyciu sampli z tradycyjnego instrumentarium japońskiego, w jazzującej perkusji, w tych wysterowanych wysoko samplach wokalnych. Słowem, niby nic wielce odkrywczego, ale brzmienie jednak bardzo świeże.

Nicolas Godin „Concrete and Glass”

Połówka duetu Air w wersji solo jest mniej mesmeryczna, troszkę niej „french electronic” brzmiąca. Co może nie jest najlepszą informacją dla tych, którzy po solowej płycie Godina oczekiwali suplementu nowej płyty Air. Ale, ale… jeśli wsłuchacie się mocno, to odkryjecie tam pewne jego echa. Na przykład w „Back To Your Heart” z Kate NV, który brzmi jakby Kate Bush przypadkiem wbiegła na plan zdjęciowy „Moon Safari”, gdyby „Moon Safari” było filmem. Albo promujący album singel „The Border” jawnie już odwołujący się do Air. Więc w sumie dobrze, że Godin pozwolił sobie trochę odejść od kojarzonego z nim klimatu, inaczej nie byłoby sensu podpisywać tej płyty tylko jego nazwiskiem.

Kölsch „Shoulder of Giants / Glypto” [singel]

Mistrz techno i tech-house wraca z dwoma potężnymi singlami. I znów, podobnie jak w przypadku Model Man – choć tu dużo wyraźniej – producent sięga po tradycyjne instrumentarium lub skalę ze wschodu, znów zdaje się jest to Japonia. Długie nuty wygrane na wiolonczeli (czy shamisen ze smyczkiem? trudno mi to wysłyszeć) nakładają się na szybkie, pulsujące tech-house’y. „Glypto” idzie jeszcze dalej – już nie pojedynczy instrument smyczkowy, ale wręcz cały zespół i chór najpierw bardziej skandujący tekst, później już śpiewający. Nie jest to może najlepsze z dokonań Kolscha, nadal warte uwagi, szczególnie ze względu na to, jak dużo dzieje się w zaledwie dwóch utworach.

https://www.youtube.com/watch?v=zF6NmuCrWRw