Anja Garbarek, fot Bjørn Opsahl

Aż 13 lat. Tyle Anja Garbarek kazała czekać na swoją nową płytę. I nie ukrywam, że choć przez ten czas zdarzyło mi się od czasu do czasu poszperać w sieci za jej nazwiskiem (bez większych sukcesów), to właściwie pogodziłam się z myślą, że Norweżka muzykę odpuściła i zajęła się pielęgnacją domowego ogródka. Zdążyłam nawet zrobić studia, na które poszłam poniekąd przez muzykę obu Garbarków. Chodziło o to, że marzyłam, by pisać do jednego takiego miejsca, w którym ukazał się wywiad z Anją, a oni powiedzieli mi, że najpierw muszę skończyć muzykologię. No to skończyłam. Co w sumie – z trzynastoletniej perspektywy – jest trochę zabawne, trochę dziwne, trochę niepokojące. W każdym razie i tak nie udało mi się opublikować tam ani jednego tekstu.

ANYWAY. Anja Garbarek wydała te swoje kilka płyt, muzykę do filmu Luca Bessona, którego do tej pory nie udało mi się obejrzeć, chociaż przymierzałam się trzy albo cztery razy, za każdym zasypiając gdzieś w okolicach sceny z mostem. A potem nastąpiła długa, ciągnąca się w nieskończoność cisza. I nagle, rok temu, Anja Garbarek wyskoczyła z muzyczno-dramatycznym spektaklem przygotowanym we współpracy z norweskim Jo Strømgren Kompani, w którym sama nawet wystąpiła. „The Road Is Just A Surface” to więc nic innego jak muzyka do spektaklu, dlatego album został wydany w dwóch wersjach. Pierwsza to oryginalna ścieżka, nieprzerwane 70 minut nagrania ze sceny, druga – do samochodu i do słuchania przy bieganiu, podzielona na zestaw piosenek czasem tak dobrych, że ręce mi drżą podczas pisania tego tekstu, bo ekscytacja sięga sufitu

Fabuła przedstawienia to historia o byciu uwięzionym w emocjonalnej pułapce i tęsknocie za uwolnieniem się z niej. „Przepiękna podróż w głąb ludzkiego umysłu” – pisał w sześciogwiazdkowej recenzji dla „Bergens Avisen” Olav Gorseth. „Wizualnie fascynujące, muzycznie doskonałe” – to Einar Engelstad dla „Bergens Tidende”. Z mojego punktu widzenia do opowiedzenia takiej historii trudno było wybrać właściwszą osobę. Między innymi dlatego, że Anja Garbarek na każdej ze swoich płyt opowiada historie, każdy z jej albumów jest właściwie teatrem, często niezwykle mrocznym. Weźmy chociażby na ten przykład ostatnie „Briefly Shaking” z piosenkami napisanymi na podstawie historii o osobach porywanych i więzionych w piwnicy („Uświadomiłam sobie, że też jestem taką osobą. Że wiem jak straszne jest zastanawianie się czy kiedykolwiek uda się stamtąd uwolnić” – opowiadała później artystka). Utwór „Can I Keep Him?” Napisała po lekturze książki o mordercy Danniesie Nielsenie, a „The Last Trick” komentowała tak (uwaga, będzie mega mrocznie): „Pisałam ten utwór w szczególnie trudnym momencie. Myślałam, że naprawdę piszę ostatnią w swoim życiu piosenkę, dosłownie ostatnia sztuczka”.

Anja Garbarek, fot. Bjørn Opsahl
Anja Garbarek, fot. Bjørn Opsahl

Anja Garbarek jest więc mistrzynią pisania soundtracków pod mroczne historie, bez wątpienia wie sporo o „uwięzieniu w emocjonalnej pułapce”, a przy okazji (przede wszystkim?) jest znakomitą kompozytorką. Efekt na „The Road Is Just A Surface” nie mógł być więc inny niż wyborny.

Artystka swoją muzykę określa mianem „weird stuff”, zgadza się na plasowanie jej w kategorii „rzeczy niepokojące” i trudno o lepszą charakterystykę, ale spróbujmy jednak trochę w niej – za przeproszeniem – pogrzebać. Stylistycznie nowy album Garbarek oscyluje na szerokich granicach alternatywnego popu, czyli właściwie nic nowego. Anja zgrabnie żongluje kompozycjami, które można by określić mianem „awangardowych”, z poszarpaną linią melodyczną, nie uginające się prawom systemu tonalnego a piosenkami z chwytliwymi refrenami. W aranżacjach towarzyszącego jej zespołu słyszymy instrumenty akustyczne, smyczkowe i nadające momentami „dzikozachodniego” feelingu brzmienia Gibsona. Do tego Anja obstawiła się całym mnóstwem syntezatorów, modulatorów, Moogów i innych zabawek generujących elektroniczne dźwięki. To, rzecz jasna, pcha ją już w stronę trip-hopu, ale jestem wręcz skłonna zaryzykować stwierdzeniem, że momentami dane mi było dosłyszeć się inspiracji surowym brzmieniem, rytmiką i pulsacją techno. Anja twierdzi, że melodia czasem prowadzi ją, jak za rękę, przez dziwność piosenek i prawdę mówiąc, tak samo działa to na słuchacza. W efekcie momentami ma się ochotę tańczyć do piosenek o ciężkich zaburzeniach emocjonalnych, co może świadczyć tylko o jednym: …

albo może jednak nie.

„The Road Is Just A Surface” jest pięknym, oszałamiającym powrotem. Z czymkolwiek Anja Garbarek musiała się zmagać przez 13 lat od napisania „The Last Trick”, a mówi, że była to najtrudniejsza rzecz z jaką borykała się w życiu, dziś, po tym wszystkim, wydała na świat najlepszy ze swoich albumów.