Paryżanin godnie reprezentuje francuską myśl muzyki elektronicznej, w tym samym czasie śmiało spoglądając na Berlin.

Fhin o swojej muzyce pisze „liquid” i trudno nie zgodzić mi się z taką charakterystyką. Brzmienia proponowane na jego najnowszej epce „A Crack In The Eye” pływają bowiem swobodnie po konsonujących harmoniach, współgrających gładko i bezbłędnie z melodyjnym wokalem. Bardzo delikatne, ale jednak konkretne, tak w sam raz. Żeby mogło rozluźnić, ale też wywołać silniejsze reakcje. Wypisz wymaluj – Air. Gdyby nie to mocniejsze, syntetyczne podbicie i przefiltrowane głosy, przywołujące z kolei na myśl Moderata. Chociaż… może to Moderat stają się bardziej francuscy? A może to po prostu nie ma znaczenia.
Wydawało mi się, że to jeden z tych easy-listeningowych albumów, które będą sobie miło płynąć w tle, aż do singla „Already Know That”. Już tak dawno tego nie słyszałam, że zdążyłam zapomnieć jak bardzo lubię u muzyków zabieg oświetlania różnymi harmoniami stale powtarzającego się motywu. Jaki ten minimalizm środków potrafi wywołać dramatyzm. Napisałabym, że piękna płyta na letnie wieczory, gdyby nie fakt, że to strasznie cliche. Więc po prostu posłuchajcie: