W piątek Thievery Corporation – przesyłając zdjęcia ze studia, w otoczeniu inżyniera dźwięku Gianmaria Contiego i Mr. Lifa, amerykańskiego rapera znanego z grupy The Perceptionists, a także z wcześniejszych projektów Thievery Corporation – poinformowali o rozpoczęciu nagrywania nowej płyty. To, plus 20 rocznica pierwszego wydawnictwa duetu, jest dobrą okazją, by przypomnieć sobie najlepsze momenty z historii Thievery Corporation.
Rok 1996 – Sounds From The Thievery Hi-Fi
Debiutancki longplay Thievery Corporation wydany dla Eighteenth Street Lounge Music. Początkowo płyta pojawiła się tylko w Niemczech, rok później trafiła do Stanów Zjednoczonych, reszty Europy, a także do Japonii. Thievery Corporation dedykowali album pamięci Antonio Carlosa Jobima, który – od początku – był dla Garzy i Hiltona wielką inspiracją.
Trzeba mieć ogromnego pecha, żeby wydać swój debiutancki krążek w czasie, gdy zewsząd panoszą się tacy koledzy z trip-hopowego podwórka jak Portishead, Massive Attack czy Moloko i Amon Tobin. Trzeba także mieć jeszcze większe szczęście, aby mimo to zostać zauważonym i stworzyć materiał będący niemałym wydarzeniem, który jest klasą samą w sobie. Mowa tu oczywiście o albumie, który przyniósł nam Thievery Corporation, o „Sounds From The Thievery Hi-Fi” – pisał w recenzji płyty dla 80bpm.net Rafał Maćkowski.
Rok 2000 – The Mirror Conspiracy
Cztery lata fani Thievery Corporation musieli czekać na następcę debiutu. Opłacało się, bo „The Mirror Conspiracy” jest prawdopodobnie najlepszą płytą w dyskografii Thievery, a z całą pewnością jednym z najlepszych wydawnictw – tego roku i historii szeroko pojętego lounge’u. „Złodzieje” szerzej eksperymentowali z brzmieniami bossa novy, dubu, downtempo i nujazzu. Nazwani „nowym standardem w dyskografii downbeatowej” (CDNow).
„Ale jeśli coś pasuje do muzyki Thievery Corporation to przede wszystkim miękka kanapa, pub, wino, papieros i garnitur. I ulice miasta. Najlepiej w deszczu. I dźwięk obcasów na chodniku. I choć wydawałoby się, że taka muzyka tchnie dystansem i chłodem – co w istocie też można odczuć – to gdzieś głęboko w niej tkwią prawdziwe namiętności i gorące uczucia, tyle że w wydaniu faceta w garniturze. W dodatku całkiem przystojnego” – piszę w swojej recenzji tego albumu.
Rok 2002 – The Richest Man In Babylon
Po tak wielkim sukcesie jaki osiągnęli u progu nowego milenium, zrozumiałe że Thievery Corporation nie chcieli czekać długo na wydanie kolejnej płyty. Dobra passa trwała, choć recenzje „The Richest Man In Babylon” na świecie nie były już tak hurra-entuzjastyczne jak przy poprzedniej płycie zespołu. W recenzji Pitchforka czytamy nawet, że to poważny spadek formy w ich karierze. I ja sama, choć oceniam album pozytywnie, piszę w recenzji z powściągliwością:
„Jeśli o mnie chodzi, to jestem jak najbardziej za tym, żeby Thievery Corporation nie zmieniało się zbytnio, bo ten wolny, spokojny i jednocześnie dość połamany, skomplikowany beat będący tłem dla kobiecego, przyjemnego i soulowego wokalu, okraszonego brzmieniami z samplera, zlane w jedną całość i płynące sobie przez godzinę z głośników, sprawia mi nieopisaną przyjemność. Z drugiej jednak strony niespecjalnie dobre wrażenie robią dwa, praktycznie niczym nie różniące się od siebie albumy – gdybym nie znała „Mirror…” na pamięć, mogłabym mieć problemy z oddzieleniem obydwu płyt od siebie – dla przeciętnego, nie zaznajomionego z tematem słuchacza są one praktycznie identyczne”.
Rok 2004 – The Cosmic Game
Znów dwa lata przerwy i kolejny album. Na „The Cosmic Game” Thievery Corporation nadal goszczą wielu wokalistów (m.in. Perry’ego Farrella), brzmienie jest bardziej dynamiczne.
„Jakkolwiek jednak na pierwszym ich albumie wokale pojawiały się raczej sporadycznie, na drugim było podobnie, co miało się nieco zmienić na trzecim, tak czwarty, czyli najnowszy, został osadzony na wokalach niemalże kompletnie” – możemy przeczytać w mojej recenzji „The Cosmic Game” z tamtego czasu.
Rok 2008 – Radio Retaliation
Po emocjach wywołanych „The Cosmic Game” przyszedł moment na ukojenie i swoisty powrót do korzeni, ale nie tyle własnej historii co do korzeni rozumianych przez olsdchoolowy dub i reggae.
„Na podsumowanie mogę tylko dodać, że warto. W niesmiertelnej polskiej komedii padło zdanie ponadczasowe, iż „najlepiej się słucha tego, co się zna” (Inżynier Mamoń wiedział, co mówi). I nasza Zlodziejska Korporacja wpisuje się w tę teorię perfekcyjnie. Wydając materiał nowy nie zmusza nas do mozolnego przestawiania się na nowe pomysły. Jest swojsko i ciekawie. A przy okacji: kawał dobrej roboty” – pisała w recenzji „Radio Retaliation” dla 80bpm.net Jadźka Marchwica.
Rok 2011 – The Culture of Fear
Zmiany i poważny zwrot w kierunku trip-hopu obserwujemy w roku 2011, z nadejściem płyty o bardzo wymownym tytule „Culture of Fear”.
„Po mocno eklektycznej drodze, jaką obrali już w 2005 roku, wydając „The Cosmic Game”, i która towarzyszyła do „Radio Retaliation” w 2008 roku, Thievery Corporation postanowili na nowo odkryć rejony, które eksploatowali na „Sounds from the Thievery Hi-Fi” czy „The Mirror Conspiracy”. Chwila przerwy i świeże spojrzenie wyraźnie dobrze wpłynęły na formę producentów” – oceniam w swojej recenzji.
Rok 2014 – Saudade
Debiutancka płyta, choć była bardzo elektroniczna i dubowa, dedykowana została Jobimowi. A dopiero w 2014 roku Thievery Corporation wydali album, który w całości został poświęcony muzyce latynoskiej, bossa novie. – Ta płyta jest o naszej miłości do bossa novy, jazzu i soundtracków z lat 60 i 70 – powiedział Rob Garza, połowa duetu. Na płycie usłyszymy kilku wokalistów (a raczej wokalistek), które znamy już ze współpracy z Thievery Corporation. Jedną z nich jest Shana Halligan, którą usłyszymy we wspomnianym singlu. – Słuchałem tego kawałka i wyobraziłem sobie jej głos – komentuje Garza – To było robione na ostatnią chwilę, zgodziła się nagrać wokale.
Skoro już, cytując klasyka, „koło zatoczyło okrąg” – z czym Thievery Corporation przyjdą do nas na nowej płycie? Czego wy najbardziej chcielibyście od nich?