Trójmiejski producent Emde szykuje się do wydania epki „Circles”. Rzecz, wydana sumptem Prismat Records, pojawi się ekskluzywnie na Beatporcie 26 kwietnia, a 10 maja w innych sklepach. Słucham więc epki długo przed oficjalną premierą, co postrzegam jako zaszczyt, biorąc pod uwagę jaką jakość sobą reprezentuje.

Z Emde miałam przyjemność rozmawiać kilka miesięcy temu przy okazji tworzenia odcinka cyklu #miastobrzmi (wtedy jeszcze „tak brzmi miasto”) dla T-Mobile Music. Przypomnijmy sobie to wydarzenie:

Zaprosiłam Emde do wywiadu i nagrania setu, ponieważ uważam, że jest obecnie jednym z najciekawszych i też najszybciej rozwijających się producentów house’owych. W jego muzyce jest to coś… coś słabo uchwytnego, co sprawia, że – mimo iż house jest przecież gatunkiem mocno osłuchanym i wyeksploatowanym – te produkcje przyciągają na dłużej. Myślę, że chodzi tu o umiejętne wyważenie proporcji między tanecznością i dynamiką utworów oraz ich miękkością i czymś, co nazywam nieoczywistą melodyjnością. To taka sytuacja, w której nie ma jasno zarysowanej linii melodycznej (w sensie dajmy na to chociażby piosenkowym), a jednak produkcja zdecydowanie sprawia wrażenie posiadania takowej. W przypadku „Circles” cały ciężar tematu kompozycji dźwigają długonutowe, ostinatowe harmonie ukryte jakby pod rozwijającym się regularnie bitem. Nie bez znaczenia pozostaje tu też, co ma dla mnie ogromne znaczenie, melancholijny nastrój i raczej mollowe tonacje.

Emde "Circles EP"
Emde „Circles EP”3

Na epce poza tytułowym utworem znajdziemy też drugą oryginalną produkcję Emde, „Leave It Behind”. Tu z kolei na pierwszy plan wynurza się dynamiczny bas, kontrapunktująca mu melodyjna góra, poszatkowany wokalny sampel. I podobnie, jak w poprzedniej produkcji, wszystkie elementy produkcji narastają stopniowo, wypełniając całkowicie przestrzeń taneczną energią.

Ale jest też trzeci przyjemny moment płyty. Remiks utworu tytułowego autorstwa samego Matta Tolfreya, brytyjskiej legendy house, właściciela kilku wytwórni (że wymienię tylko Leftroom), który w minionych latach znajdował się w setce najlepszych didżejów według Resident Advisora. Bez kompleksów – są powody do dumy. Tolfrey do remiksu wniósł sporo własnego stylu, basem zdecydowanie przeładował oryginał, a nieregularnym pulsem stworzył nieco „Hot Since 82’owej” atmosfery.

Koniec końców dostajemy nieco ponad 20 minut solidnego, house’owego grania – bardziej do słuchania niż do tańca, ale to już chyba tylko kwestia umiejętności.