Czterodniowe święto nowych muzycznych brzmień, spotkań, dyskusji, projekcji filmowych i warsztatów. W tym roku logistyka i organizacyjne opanowanie tegorocznej edycji – jak można przeczytać w wywiadzie z Adamem Godziekiem – było zadaniem wyjątkowo trudnym. Festiwal objął bowiem swoim zasięgiem cały teren katowickiej Strefy Kultury w skład której wchodzi teren odnowionego Muzeum Śląskiego, siedziba NOSPRu (Narodowej Orkiestry Symfonicznej Polskiego Radia) wraz z przynależnym do niej amfiteatrem oraz gmach Międzynarodowego Centrum Kongresowego. Przestrzeń ta architektonicznie oddaje to z czego już od dziesięciu lat słynie TNM – łączy klasykę z nowoczesnością, emanuje oryginalnością i twórczą śmiałością.

W taki właśnie klimat idealnie wpasował się otwierający festiwal Apparat ze swoim projektem Soundtracks. Odpowiedzialny za emocjonalną stronę projektu Moderat Sascha Ring zaprezentował muzykę pełną przestrzeni, w której elektronika i brzmienie akustycznych instrumentów (wiolonczela, skrzypce) oraz wokalu – idealnie się to uzupełniało. Apparat ze swoim zespołem zaprezentował muzykę bardzo ilustracyjną (występowi towarzyszyło tworzenie wizualizacji w czasie rzeczywistym w sposób iście „analogowy” – bardzo ciekawy zabieg), rzadko zahaczając o beat i raczej omijając obszary szeroko pojętej piosenki (co jak później można było wyczytać w komentarzach po koncertowych – nie do końca do wszystkich przemówiło).
Tyle o dniu „zero”. Zaś bardzo mocnym punktem programu pierwszego dnia festiwalu był występ kwintetu z Leeds czyli Vessels. Brytyjczycy wypuścili w tym roku album Dilate i to właśnie kompozycji pochodzących z tej płyty mogliśmy posłuchać piątkowego wieczoru na LittleBig Tent. Ich muzyka choć na wskroś przesycona elektroniką ma w sobie pazur rockowy (przynajmniej w wykonaniu live) pod którym czai się brudne brzmienie z energią w stylu Acoustic Ladyland (skądinąd zespołu pochodzącego również z Leeds). Pomimo wczesnej pory Vessels rozkręcili dość solidną balangę.
O ile Vessels na Tauronie pojawili się po raz pierwszy, tak inni artyści piątku jak Eskmo czy Nils Frahm zaprzyjaźnieni są z Nową Muzyką od dawna. Ten drugi zamykał ubiegłoroczną edycję oraz był jednym z bohaterów cyklu „before tauron nowa muzyka”, pierwszy, pojawił się na Tauronie w roku 2012. Nie dało się tego nie zauważyć podczas ich występów, obaj artyści czuli się trochę jak w domu. Nils Frahm rozpościerający ambientowe, dźwiękowe pejzaże, pochylony nad klawiaturą w skupieniu zapewnił słuchaczom chwilę oddechu i wytchnienia – Eskmo – loopujący dźwięki powstające poprzez uderzenia w skrzynki od piwa czy łopatę do odgarniania śniegu po raz kolejny udowodnił, że muzyka schowana jest wszędzie, nawet wśród otaczających przedmiotów codziennego użytku.
Drugi dzień festiwalu, podobnie do pierwszego składał się z występów artystów, którzy na scenach Nowej Muzyce bywali już wcześniej jak i tych debiutujących. Wojtek Mazolewski ze swoim Quintetem i wokalnym towarzystwem Natalii Przybysz oraz pianistą Marcinem Wasilewskim (zastępującym Joannę Dudę) przedstawił projekt Tribute To Maceo Wyro – muzyczny hołd zmarłemu w ubiegłym roku djowi, przyjacielowi tak festiwalu jak i zespołu lidera Pink Freud. Koncert był pięknym wspomnieniem o Maceo – z jednej strony kwintet grał bardzo dyskotekowo, przedstawiając swoje największe hity (NioNio, Get Free) i porywając ludzi do tańca, z drugiej strony refleksyjnie (świetna wersja utworu Bangkok z wokalnym udziałem Przybysz). Mnie osobiście bardzo urzekło wykonanie „Theme de yoyo” z repertuaru grupy Art Ensemble of Chicago, gdzie soulowy sznyt wokalu Natalii Przybysz idealnie zgrał się z brzmieniem kwintetu.
Kolejny zespół występujący tego dnia na głównej scenie czyli Rhye bardzo dobrze wpasował się w wybrzmiewającą przestrzeń po Tribute To Maceo Wyro. Uspokajające, kojące brzmienie i falsetowy wokal Robina Hannibala – świetnie zinstrumentowane kompozycje, nieśpieszna i kołysząca muzyka. Zestawienie tych dwóch zespołów obok siebie było bardzo dobrym pomysłem.
Na ogromne brawa zasługuje Ghostpoet, który w sobotę zagrał jeden z najlepszych koncertów festiwalu. W porównaniu do występu na Tauronie w roku 2012 brzmienie zespołu zyskało więcej brudu, przesterowanych, drapieżnych gitar jak i tych na przestrzennym delayu oraz co nie bez znaczenia – żywej sekcji, której podczas występu na Tauronie w roku 2012 nie było. Obaro Ejimiwe, bo tak nazywa się ukrywający pod pseudonimem Ghostpoet muzyk przyjechał do Katowic z nowym albumem „Shedding Skin” – wokalista dysponuje bardzo charakterystycznym sposobem deklamacji tekstu. Nie do podrobienia. Brzmienie zespołu zyskało na energii, tauronowa publiczność odebrała ten występ bardzo dobrze wypełniając LittleBig Tent Stage do pełna.
Debiutującym artystą na Tauronowych scenach był tego wieczoru Kwabs. Na jesieni ma pojawić się pierwszy longplay tego artysty, podczas katowickiego koncertu usłyszeliśmy więc utwory z nadchodzącej płyty oraz przyjęty gorąco cover formacji Major Lazer „Lean On” (ciekawe jak różni artyści i jak chętnie biorą na warsztat kompozycję tej brytyjskiej formacji – dość wspomnieć o Wojtek Mazolewski Quintet). Pomimo problemów z nagłośnieniem towarzyszącym początkowi występu, trzeba przyznać że Kwabena Sarkodee Adjepong z zespołem zaprezentowali solidną dawkę muzyki soulowej ale w bardzo świeżym i oryginalnym wydaniu. Kompozycje Kwabsa na żywo brzmią zdecydowanie mniej elektronicznie niż na wydanych do tej pory singlach – gdzieś znika post produkcyjna warstwa na rzecz czystego brzmienia instrumentów (niesamowity gitarzysta).
Końcówka festiwalu należała już do przedstawicieli elektroniki. Amerykańska formacja The Juan Maclean zaserwowała wszystkim zgromadzonym na LittleBig Tent Stage solidną porcję elektrowstrząsów dzięki którym niejedna osoba zyskała dodatkowych sił na resztę nocy. Transowe, kwaśne techno uzupełnione wokalem Nancy Whang, muzyka pełna dynamiki i siły. Poziom energii pomiędzy tym co Juan MacLean prezentują na płycie „In a Dream” a występem jest jak nie przymierzając mandarynka przy arbuzie. Polecam tę formację zdecydowanie w wersji na żywo.
Debiutantem festiwalowym byli również Kiasmos – islandzki duet, przedstawiciele oszczędnego, minimalnego techno łączonego z pianistyczną melodyką w stylu Nilsa Frahma. To, co właśnie mnie najbardziej urzeka w tym projekcie to dbałość o melodię – rzecz coraz rzadziej spotykana. Nie może być jednak inaczej w przypadku gdy połową zespołu jest Olafur Arnalds znany ze swoich poczynań na gruncie szeroko pojętej muzyki współczesnej (niedawny projekt Chopinowski z Alice Sara Ott). Kiasmos łączą dwa pozornie odległe od siebie muzyczne światy – ambientowy spokój z żywotnym techno – taki też był ich występ, przepełniony chwilami oddechu i chwilami tanecznej dzikości. Życzyłbym sobie by któraś z tych dwóch formacji – Juan MacLean, Kiasmos – pojawiła się u nas wkrótce w ramach Tauronowego bifora.
Nie sposób opisać wszystkiego czego mogliśmy wysłuchać na jubileuszowej edycji Tauron Nowa Muzyka. Mnogość projektów i scen jest zbyt duża. Dzięki temu jednak, każdy może wytyczyć sobie interesującą go muzyczną ścieżkę i podążać nią przed dwa pełne muzyki dni. Amfiteatr NOSPR – scena znajdująca się niejako na trasie prowadzącej z terenu Muzeum Śląskiego do Międzynarodowego Centrum Kongresowego było idealnym miejscem na prezentację bardzo różnych projektów o kameralnym charakterze. Ze znakomitym rezultatem zaprezentował się w nim zarówno hiphopowy Taco Hemingway, zespół Cosovel jak i Kwartet Kontrabasowy czy Kwintet Dęty prezentując dzieła klasyki muzyki kameralnej, od Mozarta i Brahmsa po Piazzollę.
Z niecierpliwością czekam na kolejną edycję festiwalu Tauron Nowa Muzyka. Należy w tym miejscu szczególnie podziękować organizatorom za znakomite przygotowanie festiwalu, słuchanie nowej muzyki w przestrzeniach które dzięki ich wytrwałości i pracy zostały włączone do festiwalu jest najwyższą przyjemnością.
Michał Paluch