Przy okazji premiery kompilacji „Electronic. Don’t Panic! We’re From Poland” z jej współtwórcą, Mikiem Polarnym, rozmawiam o różnorodności polskiej sceny muzyki elektronicznej i klubowej oraz oczywiście o tym, że Zachód może nam jej zazdrościć. Naturalnie.
Sezon festiwalowy w pełni, a na imprezowej mapie Polski wydarzenia związane z muzyką elektroniczną zataczają coraz szersze kręgi. Polska muzyka elektroniczna ma się dobrze, chyba tak dobrze, jak nigdy dotąd, ale nie znaczy to wcale, że klubowe czy elektroniczne brzmienia na tej szerokości geograficznej dopiero odkrywamy. Mamy już w historii muzyki zapisanych kilka wielkich nazwisk – od eksperymentatorów, jak choćby osławiony ostatnimi wydawnictwami Eugeniusz Rudnik po twórców techno nazywanych przez, uwaga, zachodnich odbiorców „legendarnymi”, jak Jacek Sienkiewicz, który wydał niedawno nową, doskonałą, płytę „Drifting”.
Seria imprez i wydawnictw „Don’t Panic, We’re From Poland” pokazuje nową polską muzykę we wszystkich jej odcieniach i całym bogactwie. Opublikowana niedawno kompilacja „Don’t Panic Electronic” – której 80bpm.net patronuje medialnie – dobitnie pokazuje, jak dobrze ma się polska muzyka elektroniczna. W informacjach prasowych zapowiadających płytę mogliśmy przeczytać, że czas, by polska elektronika stała się na świecie tak popularna, jak polski jazz. Wydawało by się, że to odpowiedni moment, bo już „dogoniliśmy Zachód” i mamy się czym chwalić. Ale sądząc tak, nie można być w większym błędzie. Polska klubowa Zachodu gonić nigdy nie musiała… no, może jeśli – to przez krótką chwilę. Za to powinien go dogonić słuchacz, który elektroniki często nie rozumie. Bo i skąd miałby rozumieć? Skąd czerpać wiedzę? Dziś na szczęście możliwości jest tak dużo, że nic tylko czerpać wiedzę garściami. W pewnym sensie zgadza się w tej kwestii ze mną Mike Polarny, współtwórca wspomnianej kompilacji, związany z dla wielu kultowym Pomponem. – Z pewnością nie musimy gonić Zachodu z punktu widzenia jakości muzycznej. Pozostaje dogonić ich rynkowo, zaistnieć mocniej w świadomości odbiorców – opowiada Polarny – Sprawić, aby więcej polskich artystów wydawało muzykę w najlepszych światowych wytwórniach. Bo to one często otwierają ścieżkę do międzynarodowych tras, występów w najlepszych klubach, na największych festiwalach – dodaje.
Moja rozmowa z Mikiem Polarnym podczas Electronic Beats Festival w Gdańsku.
Mike Polarny wie, co mówi. Jako doświadczony didżej i promotor poznał to zjawisko od wewnątrz, nie tylko na lokalnym gruncie. – Muzycznie jesteśmy świetni. Zarówno jakościowo, jak i ze względu na wszechstronność, różnorodność. Całkiem niedawno zagrałem w Hawanie swój najdłuższy set wyłącznie z polską muzyką – czterogodzinna podróż przez wiele muzycznych gatunków. Z polską muzyką występowałem zarówno w Azji, Europie jak i obu Amerykach. Za każdym razem spotykam się ze świetnym odbiorem, zaciekawieniem, pozytywnym zaskoczeniem. Mam wręcz przekonanie, że nasze słowiańskie dusze sprawiają, że jesteśmy znacznie ciekawsi dla dalekiego świata niż „oklepany” już Zachód. Uważam, że to nasza szansa. Mam wręcz wrażenie, że nie powinniśmy się wpraszać do Europy Zachodniej, ale stawiać na kontakty z Azją i Ameryką Łacińską. Tam nas bardzo chcą – opowiada Mike.
Jeśli weźmiemy do ręki płytę z kompilacją albo posłuchamy jej online, przekonamy się, że dobór nazwisk producentów, którzy się na niej znaleźli jest interesujący i zróżnicowany. Usłyszymy tam zarówno twórców dobrze znanych, może nawet popularnych, z pewnymi osiągnięciami na koncie, jak i takich, którzy – póki co – dla wielu są jeszcze anonimowi. – Po pierwsze zależało mi na wysokiej jakości, bez nastawiania się na same znane nazwiska – mówi Mike Polarny o kluczu doboru muzyki na płytę – W całej mojej pracy – tak samo promocyjnej, jak i didżejsko-muzycznej – najważniejsza jest dla mnie sama muzyka – jej wiarygodność, emocjonalność, piękno. Po drugie zależało mi na różnorodności muzycznych gatunków oraz palecie artystów o różnej rozpoznawalności. Z Michałem Hajdukiem z Instytutu A. Mickiewicza ustaliliśmy, że chcemy na kompilacji zarówno tzw. „lokomotywy”, które swoim nazwiskiem mogą wesprzeć promocję płyty, jak i tych, którzy mają duży potencjał, ale świat jeszcze się o nich niewiele dowiedział – opowiada.
Didżej dodaje też, że chciałby, by płyta była taką „pigułkową” wiedzą o polskiej elektronice dla kogoś z zagranicy. Coś, w rodzaju pierwszego kroku. – Ta lista artystów oczywiście nie wyczerpuję bogactwa naszej sceny nawet w 10%. Na mojej liście mam ze sto nazwisk i najchętniej pokazałbym światu wszystkich. Mam nadzieję, że powstaną kolejne edycje kompilacji, bo tempo rozwoju polskiej elektroniki jest niezwykle dynamiczne – mówi Polarny.
Poza tym, że na trackliście kompilacji znajdziemy różne nazwiska, poznamy też zróżnicowane stylistycznie brzmienia. Zastanawiam się, w jakim gatunku polscy elektronicy czują się najlepiej. Znam sporo świetnych producentów drumandbassowych z Polski, na świecie lubiani są nasi twórcy house’owi i techno. A co myśli o tym Mike? – Kompilacja udowadnia, że jesteśmy niezwykle wszechstronni. Mam wręcz wrażenie, że to Zachód może nam pozazdrościć tak różnorodnej kreatywności. Mamy tu klasyczne gatunki, jak house, techno, disco czy drum&bass. Ale są też smaczki dubowe, eksperymentalne czy future beats. Zresztą szufladkowanie nazwami nie ma sensu – głównie chodzi o to, że powstaje masa odcieni muzyki elektronicznej, a każda z tych twórczości ma swój ładunek emocjonalny, opowiada historię. To nie muzyka stworzona do radio czy pop z nadziejami na Fryderyki i Grammy. To w pełni artystyczne wypowiedzi, bardzo wiarygodne i świetne jakościowo. Prawdziwy underground, który może się podobać się tak samo w Polsce jak i na Antypodach. Jestem z nas Polaków bardzo dumny i chciałbym, żeby te dźwięki płynęły z powodzeniem w świat – opowiada.
Składanki posłuchacie poniżej, a płyta CD – w wersji fizycznej – może należeć do Was. Żeby ją zdobyć wystarczy w komentarzu pod tym tekstem napisać: jakiego producenta z polskiej sceny muzyki elektronicznej najchętniej polecił(a) byś posłuchać koledze z zagranicy? 🙂