Co robicie o godz. 3:30, jeśli nie śpicie? Mateusz Hulbój, czyli hulba, robi na przykład muzykę. Elektroniczne brzmienia o triphopowych korzeniach, które Mateusz wyprodukował na swoją debiutancką epkę zatytułowaną – no właśnie – „3:30”, powinny trafić w gusta wszystkich zasłuchanych tak w retro klimatach bristolsoundowych, jak i nowszych. Na przykład spod znaku wytwórni Modeselektora.

Druk 3D, czyli nośnik epki "3:30"
Druk 3D, czyli nośnik epki „3:30”

Hulba do tej pory, ze sceny, kojarzony mógł być przede wszystkim przez współpracę z zespołem Kapelanka, któremu dodawał „elektronicznego kopa” do nujazzowych brzmień. Tym razem jednak Mateusz działa w pojedynkę, a właściwie rządzi, bo choć to solowy debiut, to bynajmniej nie producencki. Ilość nagrywających z nim muzyków jest dość imponująca. Usłyszymy skrzypce (Agata Nowak, Wawrzyniec Topa), trąbkę (Piotr Nowak), żywe bębny (Michał Bryndal), gitarę akustyczną (Michał Paluch) i śpiew Basi Pospieszalskiej do słów Jarosława Hulbója, ojca producenta.

Cała płyta jest niesiona spójną koncepcją. W rozmowie Mateusz podkreśla, że czas i miejsce nagrań, których dokonywał przed premierą płyty, miały ogromne znaczenie. Zdawać by się mogło, że to, czy gitara zagra w samo południe w studio czy w środku nocy na pustkowiu będzie miało, po procesie odszumiania i masteringu, znikome znaczenie. A jednak wszyscy wiemy, że południe w powietrzu brzmi inaczej niż środek nocy – i to właśnie zjawisko wykorzystuje producent. Idąc dalej tym tropem, myślę, że znaczenie ma nie tylko brzmienie nocy (pojedyncze samochody, nadlatujący samolot, gęstość powietrza), ale też stan – powiedzmy – psychiczny nagrywających. A trudno o tych różnych stanach i psychologiach nie wspominać, kiedy mówimy o muzyce elektronicznej z triphopową proweniencją, głębokimi postdubstepami, tworzącymi tło dla quasi-songwriterskich melodii.

Hulba na „3:30” porusza się w kręgu różnorodnych stylistyk, od wspomnianych bristolskich, po mocno naznaczone rytmiką i brzmieniem techno, stąd wcześniejsze przywołanie Modeselektora. Dajmy na to, utwór drugi z płyty – „3:36” – przywołuje skojarzenia z triphopowym brzmieniem lat 90., albo tym eksplorowanym później, na gruncie wschodniej Europy (vide: Neo). Zaś pojawiający się po nim „3:40” to już rejony znane na przykład słuchaczom Phon.o, czyli flagowego przedstawiciela „emocjonalnego techno z Berlina”. Jak słychać – inspiracje są dobre, produkcja solidna. Przy tej okazji warto też – w temacie przemyślenia i solidności produkcji – wspomnieć o samej formie jej wydania. Poza edycją cyfrową, czyli odsłuchami na Soundcloudzie i Bandcampie, mamy też wersję fizyczną na pamięci flash, wydrukowanej techniką 3D. Popatrzcie, ale przede wszystkim – posłuchajcie.