Nie chcę porównywać „nowego” Digit All Love ze „starym”. Poprzedniej wokalistki z nową. Wiem, jakie to puste, bezcelowe, jak niewiele mówi to o samej muzyce. Dla samych artystów to „nowy rozdział” w historii zespołu i ja też tak „Augustę” traktuję. Jak białą kartę, gotową do zapisania. A właściwie do… zapaćkania czarnym tuszem melancholii.
W którymś z komentarzy na portalowym Facebooku, zauważyłam takie słowa: trip-hop staje się coraz mniej gęsty. To prawda, zresztą o rozdrobnieniu gatunku wspominam też w artykule na stronach Muzyka Onet.pl – trip-hop się rozwarstwia, blednieje, wchłania nowe gatunki lub jest przez nie wchłaniany. Dziś zresztą piastowanie, nazwijmy to, tradycyjnego triphopowego brzmienia jest niemodne, choć gdzieś pod skórą czuję, że już niedługo i ono wróci do łask. Nie zmienia to faktu, że na rynku także teraz nie brakuje muzyków zakochanych w mrocznej i kleistej mieszance elektronicznego ciężkiego brzmienia z oniryczną i psychodeliczną akustyką. Znajdujemy to właśnie tutaj, na „Auguście”. Jeśli więc ktoś tęskni za gęstością trip-hopu, Digit All Love powinni go choć odrobinkę zadowolić.

Dziś trzon Digit All Love to Maciej Zakrzewski i Joanna Piwowar-Antosiewicz, ale w nagraniach towarzyszy im jeszcze kwartet. Bywa, że zespół niezupełnie jest potrzebny, że elektronika i głos wystarczają do zbudowania interesującego brzmienia. Ale są też momenty, kiedy ten kwartet dodaje muzyce tak monumentalnego kopa, że aż zapiera dech. To jeszcze dodatkowo potęguje dramatyczny wokal Joanny, który potrafi się mienić dziesiątkami barw. Zresztą głos jest największym atutem Digit All Love. Raz słodki i delikatny, raz chropowaty i niepokojący. Szepty, melorecytacja, śpiewanie półgłosem lub zupełne otwieranie go – te wszystkie zabiegi sprawiają, że propozycja Joanny i Maćka jest jak zaproszenie do interesującego, pełnego możliwości dźwiękowego pomieszczenia z mnóstwem intrygujących zakamarków. Elektroniczne tło, psychodeliczne, ciężkie, w niektórych momentach brzmieniem przypominające eksperymentalne historie Bjork, tylko w tym pomaga.
Ja w muzyce Digit All Love odnajduję dziś klimat, za którym tęsknię – jako słuchaczka wychowana na zagęszczonych brzmieniach z Bristolu lat 90. “Augusta” nie jest kolejnym naśladownikiem triphopowego klimatu, ani kopią znanych pomysłów. To trip-hop, który brzmi tak, jak powinien brzmieć w roku 2014, a jednak zachowujący atmosferę pamiętaną sprzed 10 czy 15 lat. I nie kłamała wokalistka, kiedy przed premierą mówiła, że to muzyka “ani do tulenia, ani do bujania”. Jak na mój gust, to muzyka do odlotów.
Kaśka Paluch