Z jakiegoś powodu nazwa Sziget Festival jest wyjątkowo trudna do zapamiętania i powtórzenia przez wszystkich spoza Węgier. Żadne tłumaczeniaie nie były jednak tak skuteczne, jak dwa słowa od jednej festiwalowiczki: „See – Get”, którymi uczyła nazwy imprezy samą Skin. To właściwie filozofia całej imprezy – to co zobaczysz, to dostajesz. Jak we śnie o sklepie z cukierkami.Kto raz pojechał na Sziget Festival – a 80bpm.net jeździ tam już od niemal dekady – nie zamieni tej imprezy na żaden polski festiwal. Powodów jest mnóstwo. Sporo ludzi zwraca uwagę na egzotykę kultury Węgrów, trudny język czy możliwość picia piwa pod sceną – legalnie – bez konieczności zamykania się z nim w klatce. Bomba sprawa, ale to nic nowego dla bywalców południowych festiwali – poza Sziget jest też przecież Bazant Pohoda i Colours of Ostrava. Dla mnie na Sziget najważniejsze zawsze jednak będą jego trzy główne cechy: wolność, multikulturowość i muzyka!

Budapesztański festiwal ma już ponad dwudziestoletnią tradycję i od tych dwudziestu lat jest dumą Węgrów, a na pewno ich stolicy. Festiwal nie tylko rósł w oczach, ale przede wszystkim – w pomysłach. Po dwudziestu edycjach imprezy na wyspie Óbudai, kilkaset tysięcy uczestników Sziget ma do dyspozycji sześćdziesiąt scen, niezliczone ilości punktów jedzeniowych ze wszystkich zakątków świata, miejsca do zabawy i uprawiania sportu, zaciszne punkty relaksu i magicznie oświetlone alejki i w końcu – niewyczerpane pole namiotowe i własne imponujące Sziget Eye. Nad wszystkim czuwa sztab zawsze czujnych ochroniarzy, służb medycznych i wszechobecnych wolontariuszy i pracowników Sziget. Wyspa w sierpniu od dwudziestu lat wygląda imponująco i żyje własnym życiem. Jak wszystko, co dobre – jest uzależniająca.

Po pierwsze – muzyka

To nieprawda, że Sziget to wielkie, brudne wesołe miasteczko, gdzie muzyka jest zepchnięta na drugi albo wręcz ostatni plan. Bez muzyki na Sziget, nie byłoby Sziget. To właśnie muzyka ściąga tu od dwudziestu lat publiczność z różnych zakątków Europy i jednoczy ich pod scenami. To muzyka zadecydowała o podziale wyspy na sektory i kręgi tematyczne. W centrum mamy scenę główną z największą publicznością rockow-popową, tuż obok – namiot najważniejszego klubo-statku w Budapeszcie, A38, rozbrzmiewającego elektroniką i alternatywą. Oddzielony alejkami parkowymi teren sceny world music otwiera świat różnych kultur: romskiej, irlandzkiej, hiszpańskiej, reggae, afrykańskiej czy orientalnej. A szukając najlepszego imprezowego klimatu kierujemy się w stronę Party Arena i ustawionych wokół drewnianych huśtawek.

Ale jeśli chcecie zaznaczyć sobie w programie 10 koncertów do obskoczenia – to zapomnijcie. Na pewno zgubicie się gdzieś między jedną sceną a drugą, na naprędce i spontanicznie zorganizowanej imprezce z muzyką na żywo, pod budką z langosami…

[nggallery id=32]

Po drugie – zabawa

O wyższości zabawy nad koncertami na Sziget mówi się dużo, co jednak jest ważniejsze – wie tylko ten, kto stara się podczas festiwalu coś wybrać. Organizatorzy festiwalu od lat stawiają na wygodę swoich gości, dzięki czemu żaden zpunktów programu nie izoluje nas od tętniącego życia Wyspy. Dzięki temu wybierając się na Sziget Eye, można posłuchać koncertu na scenie głównej, a może i zobaczyć więcej z góry diabelskiego młyna. Laserowe show Davida Guetty, rockowe szaleństwo Skunk Anansie, porywający tłum Blur, puszczane w niebo tysiące kolorowych baloników i bitwa na farby – musiały wyglądać z góry niesamowicie.
Atrakcje oferują też „obejścia” innych scen. Scena World Music cieszyła się zainteresowaniem popołudniowych śpiochów, którzy przy dźwiękach muzyki z całego świata wypoczywali na trawiastej górce, stanowiącej naturalny amfiteatr sceny. W popołudniowym upale,z górki fenomenalnie prezentowała się Moana z The Tribe, uzupełniając swój występ afrykańskimi tańcami, klimatu słowiańskiego dodało ukraińskie DakhaBrakha, ze swoim pierwotnym brzmieniem oraz nasza Kapela ze Wsi Warszawa, która mocnymi głosami zwołała do siebie publiczność z najdalszych zakątków wyspy.

Po drodze do największych muzycznych atrakcji, Szigetowiacy zaglądali też do Ability Park i Wioski Węgierskiej. Ten pierwszy oferował doświadczenia niecodzienne – można było na własnej skórze poczuć, jak w dzisiejszym świecie funkcjonują osoby z pewnymi dysfunkcjami – psychicznymi i fizycznymi. Dwadzieścia minut na wózku inwalidzkim i podjazdy na śliskich rampach, próba wydostania się z labiryntu z zawiązanymi oczami, intensywna sesja z zapachami i kolorami sprawiały, że z Ability Park uczestnicy festiwalu wychodzili trochę inni, bardziej otwarci i wyrozumiali. W wiosce węgierskiej z kolei, można było w ciągu dnia poznać tradycyjną kulturę gospodarzy, biorąc udział w warsztatach tanecznych i próbując węgierskich potraw. Wieczorami wioska zamieniała się w magicznie oświetloną oazę spokoju.

Sziget to także atrakcje zaskakujące – poza wspomnianymi wcześniej drewnianymi huśtawkami. festiwalowiczów przez cały dzień zaskakują pojawiające się w różnych miejscach wyspy gigantyczne machiny jeżdżące, napędzane przez postaci rodem z filmów Burtona. Te same clowno-arlekiny co jakiś czas prezentują mini-spektakl na wierzy nagłośnieniowców przed Main Stage. To jeden z tych elementów, które sprawiają, że Sziget nie jest festiwalem ale osobnym wszechświatem.

Po trzecie – Budapeszt

Będąc na fesitwaluw nowym mieście, często nie mamy szans na jego poznanie i zahaczenie o najbardziej charakterystyczne punkty. Sziget, chociaż odbywa się na wyspie, w oddaleniuod centrum miasta i bez bezpośredniego związku z nim, od początku współpracuje intensywnie z Budapesztem. Chociaż mało kto chce w to uwierzyć, Sziget wpływa bezpośrednio na życie mieszkańców i turystów w stolicy Węgier. Dzięki usłudze City Pass, festiwalowicze i wszyscy, którzy się na nią zdecydują, mogą bez ograniczeń korzystać z usług statków wycieczkowych na Dunaju i komunikacji miejskiej w całej aglomeracji budapesztańskiej oraz zniżek na muzea, ZOO i przede wszystkim – słynne kompleksy basenów termalnych. Przyjazd na Sziget nigdy nie jest więc kompletny, jeśli nie skorzystamy chociaż z części proponowanych atrakcji. Zwłaszcza nocne powroty statkiem, z widokiem na zapierającą dech panoramę Budapesztu, z pięknie oświetlonym Parlamentem, Zamkiem, kościołem Mathiasa powinny być absolutnie obowiązkowe, zwłaszcza w tak gorące noce, jak w tym roku zdarzały się na Sziget.

Sziget 2013 – See & Get!

Udział w Sziget to już właściwie punkt stały każdego lata redakcji 80bpm.net. W 2007 roku festiwal nas oszołomił, rok później – zachwycił. Każdego lata wyspa dostarcza nam wrażeń, które stawiają wysoko poprzeczkę na kolejny rok zmagań i muzycznych wrażeń.
W tym roku głosy o „nijakim programie” słychać było z różnych stron – faktem jest, że Europejczyków coraz trudniej zaskoczyć, skoro największe gwiazdy z całego świata robią u nas już kolejną turę koncertów. W tym roku taką „powtórką” miało być Skunk Anansie – po świetnym koncercie na Orange Warsaw Festival spodziewaliśmy się zestawu hitów i miłego popołudnia. Skin z zespołem postawiła sobie jednak za punkt honoru, żeby 21. edycję festiwalu rozpocząć z pompą. W złotym kostiumie chodziła po przedscenicznym tłumie, robiła crowdsurfing z fanem na wózku inwalidzkim, a nawet zeszła do publiczności, której kazała… usiąść. Widok był imponujący.

Chwilę później imprezowo scenę Party Arena rozsadził duet Chase & Status, który właśnie przygotowuje się do wydania płyty w oldschoolowych klubowych klimatach. Jej efektywność sprawdzał na węgierskiej publiczności. Kto był w tej saunie nie ma wątpliwości, że album będzie murowanym hitem. Z kolei miłośnicy lżejszych klimatów spod kobiecej ręki didżejki mogli poczekać chwilę dłużej i zabawić się do setów Niny Kraviz. A na koniec – wisienka na torcie – Totally Enormous Extinct Dinosaur.

Bardzo intensywnych, choć trochę jednak za mocnych i chyba za słabo przemyślanych doznań, dostarczył też duet Nero. Zmarnowali pierwsze 20 minut na łupaninę techno, skutecznie wypędzającą z namiotu (nie tyle jakością, co wolumenem). Całe szczęście, że później był już tylko dubstep. W piątkowy wieczór jak na dobrym biforze mogliśmy bawić się przy secie Little Boots – dziewczyna wie, jak rozkręcić imprezę, nawet jeśli w namiocie prawie jej nie słychać. Tego samego wieczoru nowe brzmienia w potężnej ilości zaserwował też Woodkid, a kto lubi węgierski hip-hop – mógł zetknąć się z największymi w branży: Punnany Massif.

Nie zliczę, ile imprez przewinęło się po drodze. Na każdym kroku na wyspie natykamy się na małe klubiki, z których rozbrzmiewa house, drum and bass, breakbeat, także dubstep. Sziget Festival koncertowo nastawiony jest raczej na sprawdzone klimaty poprockowe. Ale nie znaczy to, że miłośnicy nowych brzmień nie znajdą na nim czegoś dla siebie – bynajmniej. A do poszukiwania jesteście chyba przyzwyczajeni? 🙂 Zresztą… koncert Emiliany Torrini, której subtelna postać i muzyka kompletnie utonęły w szaleństwie festiwalowym potwierdza najlepiej, że choć to miejsce, w którym muzyka odgrywa główną rolę – z niektórymi gatunkami lepiej spotkać się poza Sziget.

Jadwiga Marchwica

Sziget Festival, 5-12 sierpnia 2013, Budapeszt