Yppah to powrót do przeszłości, do pierwszych płyt Bonobo i The Cinematic Orchestra, do czasów, w których z wypiekami na twarzy śledziło się premiery Ninja Tune, do czasów kiedy po płyty sygnowane logo tej wytwórni można było sięgać w ciemno. To prawdziwa perła na chilloutowej mapie współczesnego, czystego chilloutu.

Skromny facet z Teksasu, wyjechał na wakacje i zbierając myśli, kojąc nerwy, nagrał płytę, która rzuca na kolana od pierwszej do ostatniej nuty. Elektronika subtelnie przeplata się z elementami softrockowymi, a nad całością królują bajeczne harmonie i piękna melodyka. Zaproszenie do współpracy wokalistki Anomie Belle, znanej ze współpracy z hiphopowcem Mr. lifem i grupą Trespassers William, dopełniło płytę perfekcyjnie. Jej delikatny, ale metaliczny głos, uzupełnia podkłady Yppah, wzbogaca jego kompozycje czyniąc je kompletnymi. I dobrze, że Anomie nie śpiewa we wszystkich utworach, bo każdorazowe pojawienie się jej głosu jest jak promień słońca w chłodny dzień, jak zimna woda dla wyczerpanego i spragnionego wędrowca, jak znajomy zapach przywołujący najpiękniejsze wspomnienia, słowem: jak upragniona, długo wyczekiwana chwila.
[yframe url=’http://www.youtube.com/watch?v=Nmr3DEiNc0k’]
Zachwyt nad płytą „Eighty One” byłby zapewne mniejszy, gdyby podobnych płyt dziś na szeroko pojętym chilloutowym rynku było więcej. Jednak w czasach, gdy muzycy wartość i ciężar brzmienia oraz wysublimowane konstrukcje przedkładają nad całkiem zwyczajną, piosenkową barwę kompozycji, propozycja Yppah przedstawia się unikatowo. Nawet w samym katalogu Ninja Tune, którego stylistyka powoli zbliża się do atmosfery Warpowej i w którym postdubstepowe eksperymenty zaczynają zdecydowanie przeważać. Dlatego wydaje mi się, że Yppah to przede wszystkim propozycja dla… starych ludzi. Dla tych słuchaczy, którzy z nostalgią wracają do starszej triphopowej dyskografii, nie mogac w nowszych pozycjach znaleźć tego, co nadawało sens słuchaniu muzyki.
Yppah nie boi się skomplikowanych partii rytmicznych, ale nie stanowią one w jego kompozycjach meritum, a tylko (i aż?) podstawę do rozwoju dalszych myśli muzycznych. Wielostrukturowość jego muzyki zdradza tu korzenie rockowe Jose Corralesa (to prawdziwe nazwisko artysty) i rozbudowaną wyobraźnię, którą jednak – dla dobra słuchacza – stara się odpowiednio kontrolować i kierować. W przewidywalny sposób (co tu akurat przypisywane jest za atut) żongluje napięciami i rozładowaniami, elementami żywego zespołu z na wskroś syntetyczną elektroniką. „Eighty One” już teraz ma szansę na tytuł płyty roku. Tak dobre wrażenie trudno będzie prędko przyćmić.
Kaśka Paluch