Belleruche

Kiedy Belleruche wydał swój pierwszy album, wydawało się, że zapoczątkują nową erę nowego jazzu, nowego lounge’u, nowego brzmienia. Era została zapoczątkowana, choć Belleruche było tylko jednym z mikroelementów uruchomionej machiny. Machiny, od której na wieki odpadnie przy wydaniu najnowszej płyty.

Belleruche to brytyjskie trio: Kathrine deBoer ma charakterystyczny, płasko-czarny wokal, DJ Modest ma smykałkę do miksowania, a Rick Fabulous ma gitarę. Jak widać niewiele trzeba do szczęścia, ale czegoś w tym szczęściu zabrakło.

Po głośnym debiucie z „Turntable Soul Music” (można przetłumaczyć, jako „Gramofonową muzyką dla duszy”), album „The Express” nie zaskoczyło, a wręcz znużyło. Wokal Kathrin zaczął drażnić, a DJ Modest zdawał się być wypranym z pomysłów. Poczekaliśmy kilka lat, Belleruche nabrało oddechu i świeżego spojrzenia i chyba ruszyło w nowym, obiecującym kierunku.

Belleruche zapowiada, że album „Rollerchain”, który ukaże się w maju 2012, jest dużo ciemniejszy, cięższy, bardziej osadzony. Specyficzny, nieco skrzekliwy na dłuższą metę głos deBoer, nie podparty odpowiednim basem, na „The Express” przestał mieć rację bytu. W zapowiadającej album piosence „Stormbird” Kathrin idealnie wtapia się w nowoczesną, rytmiczną ale bardzo wyważoną masę podkładu. Dodatkowym plusem jest „falowanie” piosenki i pozostawianie delikatnej warstwy wokalnej z głębokim, buczącym basem.

Wróżymy Belleruche nie tylko zmartwychwstanie, ale nowe, lepsze życie w ciemniejszych barwach, ale z prawdziwszą muzyką.