Dday One to pochodzący z miasta aniołów producent i DJ tworzący instrumentalny hip hop z elementami nu-jazzu i downtempa. Jego mistrzowskie dzieło „Heavy Migration” to konsekwentna w warstwie producenckiej płyta pełna ciekawych, ale przede wszystkim szlachetnych, klasycznym brzmień spod znaku old school.

Dday One "Heavy Migration"

Tu króluje turntablizm, który kreśli nam perspektywiczne, głębokie dźwięki. Na płycie dominują mocne, zauważalne bity, które stanowią front dla lekko przemykających w tle melodii. Wszystko jest jakby przyprószone kurzem, lekko przybrudzone. Nadaje to long playowi niepowtarzalny klimat. Słuchając „Heavy migration” zauważyć można takie cechy twórcy jak konsekwencja i skromność. Ta druga nie polega na minimalizowaniu dźwięku, lecz na jego szlachetnym, nienachalnym prowadzeniu.

Muzyka Dday One, to ruch, przemykające w oknie pociągu obrazy, technika, przedmieścia.

Sety znajdujące się na „Heavy Migration” są uzupełnianie różnorodnymi efektami, które nierzadko idą niezależnie od melodii. Słychać tu dżingle i różne elektroniczne ozdobniki. Pod tym względem nasuwają się skojarzenia z Bonobo. Momentami pojawiają się rozpogodzenia, które nie powodują na szczęście całkowitej zmiany klimatu. Stanowią jedynie krótkotrwałe, ale potrzebne, przewietrzenia gęstniejącej niekiedy atmosfery. Moim faworytem jest „Burning Alone”. Numer ten wyróżnia się charakterystycznym zapętlonym skreczem, który wręcz tnie set, powodując nagłe hamowanie i ruszanie. Podlany jest ponadto niesamowitą, nastrojową melodią.

Okładka wydawnictwa przedstawia mistrza przy gramofonie. Proste, czarno białe zdjęcie idzie w parze z tym, co na płycie. Prosta, klasyczna, tradycyjna, wyrafinowana podróż po instrumentalnym hip hopie. Bez cienia zbędnego rapu.

Mateusz Piżyński