Jedna z ciekawszych formacji minionej dekady, kwartet, który posiada rzadką zdolność łączenia gatunków i mieszania stylistyk z ogromnym powodzeniem, z recenzenckiej wygody nazywany zespołem grającym muzykę alternatywną, TV on the Radio wreszcie dał się skusić i odpowiedział na zaproszenie do naszego kraju. Amerykański skład trafił do warszawskiej Stodoły, miejsca, które wsławiło się wieloma pamiętnymi koncertami, w trakcie trasy promującej tegoroczny album „Nine Types of Light”. Okazało się jednak, że pierwsze spotkanie TV on the Radio z polską publicznością było bardziej pod górkę niż moglibyśmy się tego spodziewać. I nie mam tu na myśli wyłącznie (delikatnie mówiąc) barowej pogody, która zagościła 20 czerwca w stolicy.
Wieczór zaczął się doprawdy wybornie. Oto na scenie pojawia się międzynarodowy projekt tres.b z Misią Furtak na wokalu, o którym do tej pory wiedziałem, że jest i że ma na koncie Fryderyka w kategorii debiut roku. Jak się okazało, nagroda trafiła w jego ręce nie bez powodu. Set zespołu widział mi się bardziej jako przystawka, tymczasem okazał się wyśmienitym daniem, w którym można było się rozsmakować. Muzyka tres.b świetnie prezentuje się na żywo, staje się bardziej rasowa i gitarowa w starym dobrym amerykańskim stylu. Zachowuje swoją prostotę brzmienia, ale jednocześnie nie boi się odwiedzin w różnych alternatywnych rejonach. Jak dla mnie był to jeden z najbardziej trafionych supportów spośród tych, jakie ostatnimi czasy dane mi było wysłuchać.
Wszyscy czekaliśmy na szybkie podbicie stawki, jednak czas do wejścia gwiazdy wieczoru zaczął się niemiłosiernie dłużyć. Nowojorski band w poszerzonym, koncertowym składzie wyszedł na scenę o 21:30 i rozpoczął swoje półtoragodzinne show pełne coraz to mocniejszych momentów. Lepszego wejścia niż „Halfway Home” z poprzedniej płyty nie można sobie chyba wyobrazić. Domyślam się, że TV on the Radio zagrali ten numer w wielkim stylu. Piszę „domyślam się”, ponieważ od samego początku największą bolączką koncertu było jego nagłośnienie. Zwłaszcza pierwsza część setu obfitowała w wiele całych fragmentów, które psuły odbiór, zlewając wszystkie dźwięki w jedną całość, która zagłuszała i wokal Tunde Adebimpe, i puzon, i wiele smaczków czy niuansów, które w muzyce TV on the Radio są wręcz stygmatyczne. Tym, którzy pozostali pod sceną, gratuluję wytrwałości, ale mogę jednocześnie ich pocieszyć, ponieważ dalej, tam, gdzie dźwięki powinny się w pełni „otworzyć” było niewiele lepiej. Z czasem techniczni zaczęli w mniejszy lub większy sposób kontrolować sytuację, jednak o prawdziwym selektywnym brzmieniu musieliśmy tego wieczoru zapomnieć.
Jakby tego było mało, dała o sobie znać jeszcze jedna bolączka warszawskich koncertów: publika. Ogólne zmanierowanie i praktyczny brak spontanicznych reakcji doprowadził do tego, że cały zespół potrzebował sporo czasu, żeby nawiązać z zebranymi należyty kontakt. W zasadzie udało mu się to dopiero w momencie pierwszej dłuższej pogawędki, w trakcie której Tunde i Kyp Malone dali się poznać jako dwójka bardzo sympatycznych jegomościów. Można było odnieść wrażenie, iż spora część osób pojawiła się w Stodole jedynie, aby „odfajkować” swoją obecność na tym bądź co bądź wydarzeniu. Próba wywołania zespołu na drugi bis, o który muzycy może i by się pokusili (w końcu to ich pierwsza wizyta nad Wisłą), nie wchodziła w rachubę.
Ale wiecie co? Pomimo tego wszystkiego uważam, że ze strony samej grupy był to naprawdę dobry koncert. To, co było zależne wyłącznie od Tunde Adebimpe i jego kolegów nie budzi zastrzeżeń. Występ i warstwa stricte muzyczna prezentowały się solidnie, ale nie mieliśmy do czynienia wyłącznie z demonstracją rzemiosła. Gitarowe i podrasowane aranżacje nadawały całości wręcz punkowego charakteru i energii, a poczynając od wyśmienitej, rozciągniętej do granic możliwości wersji „Young Liars” nie było w zasadzie chwili wytchnienia. Ładunek, który posiada „Staring at the Sun”, dosłownie rozniósł Stodołę, ale to trochę piosenka-samograj. Nie spodziewałem się natomiast, że tak potężnie zaprezentuje się kolejny w stawce „Repetition”. Swoją drogą był to jeden z nielicznych momentów, kiedy zaserwowano nam materiał z „Nine Types of Light”. Zespół był stosunkowo nieśmiały w prezentowaniu piosenek z ostatniej płyty, ale wybrał te, które na żywo jak najbardziej zdają egzamin. No i jeszcze bisy, co jeden to lepszy. Na początek (nomen omen) niezwykle taneczne „Dancing Choose”, które ustąpiło potem agresywnemu „DLZ” i przaranżowanemu (z dużą korzyścią dla tej kompozycji) „Sattelite”. Setlista, mimo że niestety nie osiągnęła zbyt pokaźnych rozmiarów, stanowiła taki mały koncert życzeń. Tegoroczna trasa ma w sobie więcej z the best of niż promocji kolejnej płyty. Dzięki temu usłyszeliśmy całkiem sporo kawałków z „Dear Science” i „Return To Cookie Mountain”.
Pierwsza wizyta kultowej nowojorskiej formacji w Polsce stała się faktem. Szkoda, że nie udało się wykrzesać z niej tyle, ile można było sobie po niej obiecywać. To mógł być jeden z koncertów roku, ale różne okoliczności ostatecznie sprawiły, że musielibyśmy mocno nagiąć kryteria, żeby ten gig mógł pretendować do tego miana. TV on the Radio, mimo tegorocznych przejść, jest w dobrej dyspozycji. Następnym razem Amerykanom trzeba będzie zapewnić tylko warunki, w których będą mogli w pełni nas o tym przekonać.
Rafał Maćkowski
Setlista z koncertu w warszawskiej Stodole:
1. Halfway Home
2. Decaffeinated Consciousness
3. The Wrong Way
4. Blues From Down Here
5. Will Do
6. Province
7. Red Dress
8. Crying
9. Young Liars
10. Staring at the Sun
11. Repetition
12. Wolf Like Me
13. Dancing Choose
14. DLZ
15. Sattelite