W konarze Króla Limb

Zero chwytliwych melodii, brak zapamiętywalnych utworów, ciężko przyswajalny klimat, a jednak zachwyca.

Radiohead "The King Of Limbs"

Przy okazji „The King Of Limbs” nawet promocja płyty ze strony zespołu była zerowa. Zwykła zapowiedź na stronie internetowej i tyle, ale Radiohead już nas przyzwyczaili do swoich ekstrawaganckich rozwiązań. Zaskoczyli już na etapie płyty „In Rainbows”, gdzie album wpierw dotarł do słuchaczy w wersji elektronicznej, dopiero później w tradycyjnej, czy przy okazji koncertu zarejestrowanego przez fanów telefonami komórkowymi. Skupiając się na warstwie muzycznej ich najnowszego dzieła również można zaznać lekkiego szoku…

…to ich najtrudniejsza w odbiorze płyta. Trudniejsza niż wspomniane „In Rainbows”, najtrudniejsza od czasów „Kid A”. Zespół już dawno oddalił się od rockowej stylistyki, w konwencji której stworzył takie hity jak „Just”, „Creep” czy „Karma Police”. Porzucili gitary, zostawiając jedynie ich skromne ślady, na rzecz syntezatorów, a nawet glitchowych trzasków, których uświadczymy w otwierającym płytę „Bloom”. Nad całym krążkiem unosi się duch psychodelii i awangardy, kompozycje tworzą elektroniczne plamy z nielicznymi dźwiękami akustycznych instrumentów. Tak jak pisałem we wstępie, żaden kawałek nie ma radiowego potencjału. Brak melodyjności i ostro depresyjny klimat płyty. A jednak się podoba!

W moim subiektywnym odczuciu większość materiału można by porównać do tego co zrobili Portishead na „Third”. Czysta atmosfera bohemy. Największym odjazdem zespołu jest chyba „Feral”. To zjawisko trudne do opisania. Kompozycja składa się z perkusyjnego beatu, zapętlonego dźwięku basu i kilku psychodelicznych sampli. Brzmi to mało awangardowo i innowacyjnie, co nie znaczy, że takie nie jest. Radiohead wie jak zamieszać w muzyce. Udowadnia to dosłownie każda kompozycja. Gdybym miał wskazać te bardziej tradycyjne, to byłyby to, singlowy hipnotyczny ”Lotus Flower” z retro syntezatorami i balladowy „Give Up The Ghost”, gdzie obok akustycznej gitary da się usłyszeć partie smyków i tylko delikatne elektroniczne wstawki połączone z zawodzeniem Toma Yorke’a.

„The King Of Limbs” jest krótką płytą (około 38 minut), ale może to dobrze? Większa partia takiego „chorego oniryzmu” mogłaby zamęczyć słuchacza.

Liam Gallagher znany z Oasis, a teraz z Beady Eye, tak skomentował fakt wydania „The King Of Limbs”: „Dowiedziałem się, że cholerny Radiohead coś nagrał i szczęka mi opadła: <<Co znowu?>>. Napisali piosenkę o cholernym drzewie? Ja pieprzę! O tysiącletnim drzewie? Niech się walą!”. Z nieoficjalnych źródeł wiadomo, że zespół już przygotowuje drugą część „Króla Limb”. Liam będzie miał więc jeszcze okazję do wkurzania się, a nam pozostaje czekać z niecierpliwością na ciąg dalszy płyty, która jeśli dorówna swojej pierwszej części, będzie można ją nazwać bardzo dobrą.

Robert Skowroński