Teoretycznie ten koncert nie mógł się nie udać. Tricky za sprawą coraz częstszych wizyt w Polsce (co naprawdę cieszy) wyrabia sobie swoją publiczność. Co więcej, przyjeżdża z materiałem, który ma spory koncertowy potencjał, choć w trakcie domowego odsłuchu „Mixed Race” może nie powalać na kolana. Jeżeli dodać do tego fakt, że Brytyjczyk znany jest ze świetnych występów na żywo, można było skonstatować, że czeka nas niezapomniany wieczór. I tak rzeczywiście się stało, ale… No właśnie, jest pewne „ale”.
Ikona trip-hopu powraca do Polski z premierowym materiałem praktycznie na samym początku oficjalnej trasy promocyjnej. Tricky ma już za sobą kilka występów na Wyspach i wizytę w Rosji. Zespół został przez niego skompletowany według klucza analogicznego do poprzednich tras, z zachowaniem przy tym zasady parytetu i zaproszeniem do wspólnej trasy dwóch gitarzystek. Wokalistką towarzyszącą Thawsowi jest Franky Riley, którą możemy usłyszeć właśnie na „Mixed Race”. Jednak prawdziwym novum jest zmiana formuły w samym graniu. Tricky przyznaje, że nie układa sztywnej setlisty przed wejściem na scenę. Zespół, co oczywiste, posiada pulę utworów na tę trasę, ale w zależności od wskazówek kapitana drużyny wybiera z nich tylko część, rozwijając niektóre tematy przy sporej dawce improwizacji. Wszystko to w ścisłym powiązaniu z bieżącymi reakcjami publiczności.
Tricky jest znany ze swojej otwartości wobec fanów i rzadkiej wśród wielu muzyków normalności, ale tym razem zachował się jak prawdziwa gwiazda i kazał na siebie trochę zaczekać. Bomba w końcu poszła w górę przy dźwiękach instrumentalnej wersji „You Don’t Wanna”, ulubionego openera koncertów Thawsa. Wkrótce potem rozlegają się pierwsze dźwięki „Past Mistake”, a więc najlepszej piosenki z „Knowle West Boy”. I co? Nie mija minuta, klawiszowiec ledwie rozpoczyna swoją partię, a zespół przestaje grać i przechodzi do kolejnego utworu. Byłem piekielnie zirytowany, że coś takiego przydarzyło się właśnie tak dobrej kompozycji. Jednak okazało się, że była to najlepsza rzecz, jaka mogła się temu utworowi przytrafić, ale o tym później. Tak naprawdę impreza rozpoczęła się więc od odegrania „Puppy Toy” z Trickym i Franky przy jednym mikrofonie. Wydawać by się mogło, że wszystko zaczyna się dobrze rozwijać, ale w trakcie całego koncertu nie mogłem się uwolnić od jednej myśli. To nie jest ten sam Tricky, którego oglądałem 2 lata temu. Koncert w krakowskim klubie Studio należy do ścisłej czołówki muzycznych wydarzeń, w jakich miałem okazję kiedykolwiek uczestniczyć. Bynajmniej nie chodzi tu o zmianę lokalizacji, bo Fabryka bardzo dobrze koresponduje z muzyką tego typu (a nagłośnienie naprawdę trzymało poziom). W czym więc problem?
Przede wszystkim odczuwam pewien zgrzyt we wspomnianej wyżej formule na tegorocznej trasie. Co prawda żywiołowość i pewne nieokrzesanie to znaki firmowe koncertów Tricky’ego od lat, ale tym razem należy się poważnie zastanowić, czy w tym szaleństwie jest metoda. Zespół co jakiś czas gubił się, oczekując wskazówek od lidera. Co więcej, w porównaniu z koncertem sprzed 2 lat, repertuar na ten wieczór wypadł słabiej. I to nie ze względu na dobór utworów, bo większość z nich dobrze było usłyszeć. Jednak po pierwsze, zaserwowane w takiej kolejności utrudniały nieco budowanie napięcia. Niezrozumiałym było dla mnie na przykład wystrzelenie petardy w postaci „Black Steel”, a zaraz potem zaserwowanie instrumentalu „Evolution Revolution Love”, który totalnie położył atmosferę. Po drugie taki zestaw zachwiał proporcjami między trip-hopowym mrokiem i mocno rockowym szaleństwem na niekorzyść tego pierwszego. Oczywiście, nie policzę Tricky’emu za złe jego energii i wyśmienitych relacji z publicznością, czego najlepszym dowodem było zaproszenie połowy sali koncertowej na scenę, ale nie może nam to przysłonić warstwy muzycznej, która odstawała od poziomu wywindowanego przez muzyka w trakcie poprzednich występów.
Odpowiedzialna za wokalne wsparcie Franky Riley zaprezentowała się naprawdę dobrze i zaproszenie jej do trasy okazało się słusznym posunięciem. Niemniej jednak przy bardziej nastrojowych kompozycjach („Pumpkin” i „Overcome”) nie zdała egzaminu i nie pozwoliła pozbyć się myślenia o tym, jak utwory te zostały wykonane w oryginale. Dla odmiany w momentach, kiedy potrzebny był pazur i charakterność Riley dawała się z siebie dużo, przyczyniając się w znacznej mierze do tego, że niektóre piosenki prezentowały się więcej niż przyzwoicie.
Na szczęście, o kolejnej wizycie Tricky’ego w Polsce można powiedzieć również wiele dobrego. Weteran trip-hopu w godny pozazdroszczenia sposób wyśmienicie nawiązuje kontakt z publicznością: albo sam do niej wychodzi, albo porywa na scenę (to akurat stały chwyt na jego koncertach), albo wznosi toast i nie kryje radości, jaką daje mu występ. Ilość energii, jaką posiadają jego koncerty, owocuje wykonaniami będącymi pomieszaniem punkowego szaleństwa, obłąkania i prawdziwego szamanizmu. Sporą zaletą wielu kompozycji była ich silna transowość, aczkolwiek, tak jak zaznaczyłem, w mocno rockowym wydaniu.
Dzięki temu nie zabrakło kilku naprawdę wyśmienitych momentów. Chyba pierwszym z nich był evergreen „Black Steel”, w trakcie którego za sprawą silnego rytmu, mocnego brzmienia gitar i pasującego jak ulał wokalu publiczność dosłownie oszalała. Dalej w kolejce na wzmiankę czeka „Girls”. Nie wiem skąd ta mania, żeby piosenki z „Blowback” prezentować w wersjach instrumentalnych, ale na szczęście przy okazji tego utworu nie zdecydowano się na takie zagranie, a wszystko zabrzmiało jak należy i dużo lepiej niż na płycie. Z pewnością dzięki świetnemu poprowadzeniu melodii i narastającemu napięciu, które akurat w obrębie tego numeru Tricky wykreował w sposób nie do podrobienia. Emocje sięgnęły zenitu przy „Ace of Spades”. Po części dlatego, że piosenka grupy Motrohead to koncertowy samograj, a z drugiej strony szaleństwo fanów na scenie i tuż pod nią zrobiło swoje. Również materiał z „Mixed Race” prezentował się godnie, zwłaszcza w przypadku wydłużonych wersji „Really Real”, a także „Bristol To London”. Może więc dziwić fakt, że tak niewiele z nich mogliśmy usłyszeć tego wieczora.
Obiecałem wrócić do tematu „Past Mistake”. Otóż w standardowym scenariuszu utwór ten pojawia się bardzo szybko, kiedy jeszcze show dopiero się rozkręca. I tak pierwotnie miało być też w tym przypadku, ale z nieznanych mi przyczyn wykonanie tego numeru przerwano po to, by wrócić do niego na bis. I to, co się z tą piosenką stało, przeszło moje najśmielsze wyobrażenia. Zapomnijcie o tym, jak ta kompozycja brzmi w wersji studyjnej, bo dopiero przy okazji tego koncertu została wykonana w pełnej krasie. Nie chcę nikogo okłamać, ale trwała bodaj 20 minut (dzięki temu cały koncert dobił do 2 godzin). 20 minut prawdziwego trip-hopu z przepiękną partią gitary elektrycznej, zmysłową Franky i Trickym, który ponownie zaprosił publiczność na scenę. Wystarczyło jedno skinienie, aby w mgnieniu oka zrobiło się na niej naprawdę tłoczno. Absolutna magia. Szkoda tylko, że był to jedyny kawałek bisowy, bo wielu z nas przecież wie, że w miarę upływu czasu Tricky’emu energii nie ubywa.
Wypadałoby to wszystko teraz jakoś zgrabnie podsumować, ale muszę przyznać, że jestem w kropce. Nie da się ukryć, że z perspektywy osób, dla których był to pierwszy autorski koncert Tricky’ego, oraz fanów, którzy mieli to szczęście bawić się z nim na scenie, występ ten musiał być niesamowitym przeżyciem. Jednak na mnie zrobił co najwyżej w połowie takie wrażenie jak koncert z poprzedniej trasy. I jest to odczucie silniejsze ode mnie, bo mam świadomość, jak wielu atutów Thawsa i jego zespołu (czy to w warstwie repertuarowej, czy dotyczącej samego grania na żywo) nie udało się tym razem odsłonić. Co prawda muzyk wyciągnął z rękawa tytułowego „Asa pik”, ale nie zmieni to faktu, że nie udało mu się przeskoczyć poprzeczki, która nie bez powodu została umieszczona tak bardzo wysoko.
Rafał Maćkowski
Setlista: Tricky @ Fabryka, Kraków
Intro
You Don’t Wanna (instrumental)
Past Mistake (abandoned)
Puppy Toy
Really Real
Black Steel
Evolution Revolution Love (instrumental)
Council Estate
Try Our Way
Murder Weapon
Girls
Pumpkin
Ace of Spades
Kingston Logic
Bristol To London
Overcome
Past Mistake