Tricky "Mixed Race"

Tego człowieka nie trzeba nikomu przedstawiać. Ikona trip-hopu. Jeden z najbardziej oryginalnych brytyjskich artystów. Wrócił do łask słuchaczy w 2008 roku za sprawą płyty „Knowle West Boy”. Właśnie wydał dziewiąty studyjny album…Tricky.

„Mixed Race”, bo taki nosi tytuł nowa płyta, jest bardzo nierówny. Są tu elementy trip-hopu, bluesa, jazzu, rocka i dancehallu. Nie brakuje tu tłustych, powolnych beatów, ale usłyszymy też trąbkę, a nawet harmonijkę ustną. Przysłowiowe mydło i powidło.

Płyta powstawała w Paryżu gdzie obecnie mieszka Tricky. W nagrywaniu pomagali artyście tacy goście jak Bobby Gillespie (Primal Scream), pochodzący z Algierii gitarzysta Hakim Hamadouche, znakomite wokalistki: Franky Riley i urodzona na Jamajce Terry Lynn. W nagraniach wziął też udział młodszy brat Tricky’ego – Marlon Thaws.

„Every Day” to kawałek otwierający płytę. Po jego wysłuchaniu mój entuzjazm do sprawdzenia reszty materiału osłabł. Brzmienie kompozycji można określić jako zmieszanie bluesa z nas Missisipi z bristolskim soundem. Intrygujące? Może tak, ale moim zdaniem nie wypadło to dobrze. „Kingston Logic” to drugi kawałek na płycie, będący interpretacją hitu Daft Punk – „Technologic” w wykonaniu Tricky’ego. Wyszło funkująco i bujająco. Mnie to przekonuje.

Za najlepsze kawałki na płycie uznaję „Ghetto Stars” i „Hakim”. Pierwszy ma coś z dawnego klimatu, który Tricky prezentował na swoim pierwszym longplay’u. Świetne są tu partie skrzypiec i dęciaków. Druga kompozycja to nagrany przez wspomnianego wcześniej Hakima Hamadouche orientalny kawałek. Tekst po arabsku, wyrazista perkusja i motyw główny czynią tę piosenkę jednym z jaśniejszych punktów na „Mixed Race”.

Płytę promuje okraszony ciekawym teledyskiem „Murder Weapon”. Warto zauważyć, że rozpoczynający go motyw to cytat z „My Way” Franka Sinatry. Gitarowy riff powtarzający się przez całą piosenkę to z kolei motyw z filmu „Blues Brothers”. Cała zaś kompozycja to interpretacja klasycznego nagrania gwiazdy reggae Echo Minotta. Mógł Tricky wybrać lepszy singiel, taki „Time to Dance”, który mógłby się znaleźć na „Maxinquaye” nadawałby się idealnie  do promocji płyty.

Wypada jeszcze wspomnieć o wieńczącym krążek „Bristol to London”, który jest typowym kawałkiem dancehallowym. W mig porywa do szaleńczego tańca. Tricky jednak wyniósł coś ze współpracy z South Rakkas Crew, która zaowocowała wspólną płytą w zeszłym roku.

Sam twórca o płycie wypowiada się w następujący sposób: „Nie potrafię grać gangsta rapu. Nie byłbym wówczas sobą. Nie potrafię gadać jak zły chłopak, bo nim nie jestem. Ale swoje widziałem i dlatego „Mixed Race” to gangsterski album. Intensywny, uliczny, miejski, mroczny. Niemal jak film”.

„Mixed Race” to chyba najbardziej rytmiczny album Brytyjczyka. Jednak jak wspomniałem wcześniej jest to płyta nierówna. Można rzec, że każdy znajdzie tu coś dla siebie lub też, że taki rozstrzał stylistyczny nie przykuje niczyjej uwagi. Mnie ta różnorodność trochę zasmuciła, bo poczułem się jakbym słuchał składanki, a nie albumu jednego artysty. Czas trwania płyty też mnie nie zadowolił. Niecałe pół godziny wydaje się być czasem zbyt krótkim do pochłonięcia słuchacza. Jednak Tricky wychodzi obronną ręką. Jest tu w prawdzie parę nieudanych rzeczy, ale są też kawałki,które na długą wbijają się w pamięć. „Mixed Race” nie jest następcą debiutu Tricky’ego, choć nawiązuje do tamtej płyty, ale udowadnia, że król wrócił i nie zanosi się na obalenie jego rządów.

Robert Skowroński