Toro y Moi "Causers of This"

Chazwick Bundick ukrywający się pod pseudonimem Toro y Moi ze swoim debiutanckim albumem w cuglach wygrywa plebiscyt na jedną z najciekawszych propozycji na tegoroczne lato (jeżeli takowe w tym roku w ogóle nadejdzie). O jego przewadze najlepiej świadczy fakt, iż udało mu się wykroczyć poza mocno wyeksploatowaną stylistykę leniwej elektroniki. Jego „Causers of This” to produkcja reprezentująca coś więcej niż stary dobry chillout.

Tym czymś jest (jak to określili miłośnicy od szufladek) chillwave. Z założenia miało być to miejsce spotkania dreampopu i nagrań The Beach Boys. Do tego dochodziło nostalgiczne westchnienie za brzmieniem lat 80-tych jak najbardziej osadzone we współczesnych trendach. Dookoła nas rozciągają się dźwięki z samplerów, wszystko to jakieś rozmyte, mgliste i lekko rozstrojone, a przy tym niemożliwie wręcz melodyjne. I właśnie na ten obszar eksplorowania brzmień sprzed 20 lat od zupełnie innej strony wybiera się młody amerykański twórca z kontraktem podpisanym z wytwórnią Car Park przyznający się do inspiracji zarówno Sonic Youth jak i Daft Punk.

Po wysłuchaniu pierwszego w karierze Toro y Moi długograja zostałem sam na sam z poczuciem zaintrygowania i zdziwienia. Taki stan przytrafia mi się coraz rzadziej i towarzyszy tylko w przypadku, gdy do moich uszu trafia coś naprawdę świeżego. „Causers of This” trwa tyle co przyzwoita epka, ale swoją zawartością jest w stanie przykryć niejeden rozdęty do maksymalnych rozmiarów album. A to wszystko za sprawą tego, iż Toro y Moi stworzył jeden z najsmaczniejszych koktajli gatunkowych, z jakimi miałem do czynienia. O zawrót głowy mogą przyprawiać wycieczki w stronę różnych twórców i mnogość inspiracji przemyconych w miniaturowych formach. Może właśnie przez tę minimalistyczną oprawę z pogranicza lo-fi całość zyskuje na lekkości, a co za tym idzie przystępności. Z jednej strony mamy trochę psychodelicznej aury, zwłaszcza na początku stawki, rodem z Animal Collective, z drugiej za sprawą wszechobecnych przesterowanych dźwięków na myśl przychodzą nam produkcje Prefuse 73 i Flying Lotusa. Ale to nie jest prosta wypadkowa tych brzmień osadzona w przyjemnej ciepłej elektronice. Toro y Moi nadał temu wszystkiemu nową jakość i właśnie dlatego zasługuje na Waszą uwagę. Stonowany soulowy wokal Chazwicka Bundicka zdaje się nie konkurować z wyśmienitymi, lekko fantazyjnymi podkładami. Całość leniwie sączymy przez słomkę i nawet nie zauważamy, jak szybko wypiliśmy ostatnią kroplę. W międzyczasie zdążymy parę razy się uśmiechnąć, trochę odprężyć i delikatnie pokołysać ciałem. A jeżeli to za mało, to najwyższa pora zrobić użytek z przycisku zapętlania całego albumu.

Z coraz większą ciekawością przyglądam się temu, co dzieje się w tym roku w muzyce. Zbliżamy się dopiero do półmetka, a ja już mam kilku żelaznych faworytów do tegorocznych podsumowań. Debiutancka propozycja Toro y Moi mocno zabiega o pretendowanie do tego grona, przede wszystkim dlatego, że przywraca nadzieję, że wciąż możemy się spodziewać czegoś nowego po brzmieniach z okolic 80 bpm. Ile zostanie z całego tego zgiełku wywołanego przez chillwave, czas pokaże, ale niezależnie od tego „Causers of This” z zawartymi na niej 11 promykami słońca zasługuje na słowa największego uznania.

Rafał Maćkowski