Panowie z zespołu Delphic mają powody, aby myśleć o BBC ze sporą sympatią. W plebiscycie na najbardziej obiecujących muzyków tego roku zajęli wysokie trzecie miejsce, a że rankingi BBC nabierają charakteru samospełniających się przepowiedni, rozgłośnia ta z pewnością pomoże w rozpędzeniu kariery tego manchasterskiego trio. Czym Delphic sobie na to zasłużyli, o tym za chwilę.

James Cook, Matt Cocksedge oraz Richard Boardman sporo się napracowali w zeszłym roku, aby wzbudzić zainteresowanie swoją twórczością. Przede wszystkim dużo koncertowali, supoortowali m.in. samych Orbital. Udało im się nawiązać współpracę z uznanym francuskim labelem Kitsuné Music, a także zaangażować Ewana Pearsona w charakterze producenta. Skutecznie podgrzewali atmosferę przed wydaniem debiutanckiego krążka, publikując kolejne single z wyśmienitymi teledyskami utrzymanymi w podobnej stylistyce. Wreszcie przyszedł styczeń, a wraz z nim Delphic mogli zaprezentować swoje dzieło.

Nie wiem, czy usilne lansowanie tego zespołu na New Order anno Domini 2010 przynosi mu więcej szkody czy pożytku, ale z pewnością zwiększa zainteresowanie „Acolyte”. Trzeba przyznać, że materiał zasługuje na takowe. Przede wszystkim ze względu na wpadające w ucho parkietowe kompozycje łączące electropop z brzmieniem gitarowym. I nie mam na myśli wyłącznie utworów wybranych na single promujące wydawnictwo. Chociaż o sile albumu stanowią przede wszystkim majestatyczne „This Momentary” czy „Halcyon” z przebojowym refrenem, to z powodzeniem mogą z nimi konkurować także syntetyczne „Red Lights” czy utwór tytułowy. Na „Acolyte” brakuje typowych zapychaczy. Całość jest bardzo równa i soczysta, co w przypadku debiutów zdarza się coraz rzadziej. Może wokalnie nie ma większego szału, ale panowie stojący do spółki przed mikrofonem ze swoimi barwami dobrze wpisują się w konwencję.

Wiecie co jest w tej płycie naprawdę fajne? To, że po przesłuchaniu „Acolyte” uwierzyłem chłopakom z Delphic. Fakt, zdecydowali się na obracanie w zbyt modnej w ostatnim czasie stylistyce, ale nie odnoszę wrażenia, że pozostaną tylko sezonowym objawieniem. Nie wydaje mi się również, że ich materiał stanowi jedynie odpowiedź na zapotrzebowania muzycznych koncernów. Brytyjczycy mają tę świeżość, za którą polubiliśmy rodzime Kamp!. Jeśli ktoś złapał ich w trakcie jednej z letnich imprez w zeszłym sezonie, wie, o czym mówię.

„Acolyte” jest dzieckiem swoich czasów. Wpisuje się w modę na elektroniczne, przebojowe granie z popowym zacięciem. Ale jest w tej muzyce coś na tyle interesującego, że przy całym moim zmęczeniu tym trendem, śmiało mogę polecić debiutancką pozycję zespołu Delphic. Warto sprawdzić, warto obserwować i warto złapać na któryś z letnich festiwali, bo potencjał koncertowy jak najbardziej jest.

Rafał Maćkowski