Po udanym, choć dość eklektycznym gatunkowo debiucie, z niecierpliwością wyczekiwałam pierwszych dźwięków z drugiego albumu Noviki. I już po usłyszeniu tytułowego „Lovefinder” z zabawnym „facebookowym” klipem, a później singlowego „Miss Mood” nabrałam przekonania, że ten album Novika nagrywała doskonale wiedząc, jaki ma być. Od początku do końca.

Na „Tricks of Life” było trochę klubowo, trochę kameralnie, trochę egzotycznie i naprawdę trudno było dokładnie ocenić stylistykę albumu. Tym razem Novika jednoznacznie określiła charakter swojej twórczości, wróciła klubowych korzeni, nie pozbawiając swojej muzyki wyrazu emocjonalnego i dojrzałego charakteru. Wciąż jest to  album zróżnicowany, tym razem świadczy to jednak nie o niezdecydowaniu, a prędzej o szerokich horyzontach i otwartym na nowe brzmienia umyśle.

„Miss Mood” i „Lovefinder”, które znamy najdłużej, sugerują pewne fascynacje twórczością Roisin Murphy – równie rytmiczną, taneczną i melodyjną, a przy tym bardzo subtelną. Te utwory to bezapelacyjnie pretendenci do miana parkietowych hitów. Choć nie one są moimi ulubionymi, na to miano zasłużył przewrotny kawałek „Żabki”, za dziwną, trochę bajkową atmosferę opatrzoną smacznym deep housem. Ale dalej jest ciekawiej. Słychać, że Novika obeznana jest z trendami stale rozwijającej się muzyki klubowej i chętnie ze swojej wiedzy czerpie. Wewnątrz dużo się dzieje, czasem jest szybko, energetycznie i house’owo, czysty wokal, dużo chórków, czasem do głosu dochodzi soulowa rytmika i leniwy flow. Jest też trochę downtempowego eksperymentu. A to wszystko w okowach sporej dozy melodyjności i bezpretensjonalnym przekazie: przy „Lovefinder” mamy się dobrze bawić, niezależnie od tego, czy słuchamy płyty w domu, czy w klubie. Nie słuchamy, nie analizujemy jej w celu zauważenia jakichś niewiarygodnych wartości artystycznych, choć niewątpliwe walory estetyczne otrzymujemy tu niejako w bonusie.

„Lovefinder” to zamknięta, logiczna całość, jak dobrze opowiedziana historia. W ten obraz wpisuje się też, nazwijmy to, wizualna oprawa albumu – od okładki po klipy. To po prostu dobrze przemyślana produkcja. Może to nie przełom, ani wielki krok w rozwój historii muzyki, czy objawienie na gruncie polskiej muzyki klubowej. Ale muszę przyznać, że w tej materii Novika konkurencji raczej nie ma.

Kiedy media zbyt intensywnie rozgadują się o macierzyństwie w kontekście nowej płyty jakiejś artystki, zaczynam czuć lekki niepokój, spowodowany traumą wywołaną przez płytę Chylińskiej – pierwszy żywy dowód na to, że łączenie roli matki, z rolą muzyka, jednak może być zgubne. Na całe szczęście Novika uspokoiła to zdenerwowanie. „Lovefinder” jest żywym dowodem na to, że „pierwsza dama polskiego clubbingu” artystycznie wyraźnie dojrzała.

(A mała Nina, dogrywając wokale, najwyraźniej mamie pomaga :))

Kaśka Paluch