air_love2Kosmiczne Safari 2

Może niektórzy pamiętają wielki przebój Paula Younga z lat 70. Słuchając nowej płyty paryskiego Air wraz z wspomnianym Amerykaninem chce się krzyczeć ile sił w płucach „Love is in the Air”.

To prawda. Gdy z głośników dobywa się dźwięk takich kompozycji jak „So Light Is Her Footfall”, „Heaven’s Light” czy „Tropical Disease” powietrze aż wibruje od pięknych melodii o niezwykle kojącej i ciepłej barwie dźwięków. I choć może to nietypowe określenie dla muzyki, „Love 2” jest po prostu seksowne i zmysłowe. Najbliższy temu określeniu wydaje mi się być wymieniony wcześniej „Tropical Disease”, gdzie saksofon zdaje się wręcz flirtować ze słuchaczem. Grana przez dęciak melodia jest na tyle kojąca i wyciszająca, a jednocześnie uwodząca, że takie wrażenie jest zupełnie naturalne.

Jednak nie brakuje na krążku kilku bardziej energetycznych kompozycji. Takie kawałki jak „Be a Bee” czy „Do The Joy”, stanowią zupełne przeciwieństwo minimalistycznych medytacji z poprzedniego longplaya, w których perkusja ginie w tle. Myślę, że takich piosenek nie powstydziliby się The Doors czy Joy Division, którzy bądź co bądź są silnie związani z psychodelicznym rockiem.

Klimat w nowych kompozycjach buduje przede wszystkim analogowe brzmienie zespołu. Po średnio udanym romansie duetu z orientalnymi brzmieniami z poprzedniej płyty panowie wracają do swojego starego rozpoznawalnego brzmienia. Znów da się usłyszeć instrumenty rodem z lat 70. i 80. Duet odkurzył wysłużone moogi, korgi i wokadery. Duża część materiału jest instrumentalna. Nicolas Godin i Jean-Benoît Dunckel zrezygnowali z udziału na płycie gości. Mam tu też na myśli wokalistki. Ogólnie wokali nie jest zbyt dużo. Jednak proporcje są bardzo dobrze wyważone. Teksty wyśpiewywane przez Benoîta opowiadają głównie, zgodnie z tytułem płyty, o miłości i o kobietach. Jak na francuzów przystało wszystko w wyidealizowanym romantycznym kontekście. Jedynym gościem jakiego usłyszymy na płycie jest bębniarz Joey Waronker. Jest on odpowiedzialny za wszystkie ścieżki perkusji na „Love 2”. A gdzie to wszystko nagrano? W nowoczesnym i stylowym należącym do zespołu studiu – Atlas. Mieści się ono w zielonym zakątku północnego Paryża. „Po przeniesieniu wszystkich gratów do Atlasu, mogliśmy tworzyć dokładnie takie brzmienia, o jakie nam chodziło. Mamy własny statek kosmiczny, którego jesteśmy kapitanami i możemy lecieć, dokąd nam się podoba”- komentuje nowe studio Jean.

Myślę, że grupie udało się podtrzymać tytuł mistrzów chilloutu. Ten kto 11 lat temu pokochał „Moon Safari” powinien też być zadowolony z muzyki składającej się na „Love 2”. Zespół może nie nachalnie ale dosyć stanowczo nawiązuje do swojej najlepszej płyty sprzed lat. Dzieło najlepiej nadaje się do relaksu z ukochaną osobą u boku i z lampką wina w ręku. I tak się płynie z zamkniętymi oczami przez kolejne minuty płyty. I oto chyba chodzi.

Robert Skowroński