Już po raz trzeci 80bpm.net miało przyjemność współpracować z Sziget Fesztival i pojawić się w Budapeszcie w epicentrum muzycznych emocji w Europie. Wyspa Obudai po raz kolejny drżała w rytmy każdego rodzaju muzyki, okrzyków wielu tysięcy gardeł na koncertach wielkich gwiazd i tych pomniejszych, które na Sziget pozyskują sobie nowych fanów.
W tym roku line-up Sziget Fesztival prezentował się, naszym zdaniem, o wiele ciekawiej niż zeszłoroczny. Zdawało się, że tym razem organizatorzy postawili na nowobrzmieniowość i muzykę klubową. W ciągu tego tygodnia obok siebie zagrali m.in. Fatboy Slim, I AM X, Nouvelle Vague, Primal Scream, Pendulum, The Prodigy, a nie można zapomnieć też o gwiazdach z nieco innych rejonów muzycznych niż promowane na portalu – jak Faith No More (!) czy Placebo. A jest to rozkład tylko jednej sceny.

Na mniejszych rządzili Oi Va Voi, Anima Sound System, Speed Caravan, polska Miloopa, Color Star, był też Tricky, Erik Sumo, Zagar, Birdy Nam Nam… trudno wszystko, co się tam działo, wymienić jednym tchem i nie dostać zadyszki.
Najciekawiej dla nas przedstawiał się program piątkowy, bo na samym tylko main stage’u od 18 trwał miażdżący set Primal Scream-Pendulum-The Prodigy. W tym samym czasie, w namiocie Burn Party Arena, do którego o 19.30 zwaliły się dzikie tłumy, za deckami stanęli Birdy Nam Nam, którzy podczas swojego setu zrobili na Sziget małe Love Parade. Postawili na regularny rytm i techno, ale w bardzo wysmakowanej formie, nie mającej nic wspólnego z tępym łupaniem. Wplatając w to rytmy break-beatowe i bardzo ciężki, bardzo soczysty bas, doprowadzili kilkanaście tysięcy ludzi do estetycznego orgazmu.
Pendulum z kolei, swoim drum’n’bassowo-rockowym repertuarem zagotowali placyk pod sceną główną. Dobry kontakt zespołu z publicznością (choć nieskomplikowany, bo skupiony głównie na „Sziget luv ya!” i „make some noise”), bardzo energetyczna muzyka, porażająca już w wersjach albumowych, a w aranżacji festiwalowej wręcz frenetyczna, sprawiała, że można było pogubić buty.
Jednak to, co w piątek miało roznieść Wyspę po całych Węgrzech, to The Prodigy. Niewiarygodny tłum, który zebrał się pod sceną główną pulsował w rytmy takich hitów jak „Their” Law, „Breathe” czy „Poison”, a nie zabrakło też mocnego materiału z najnowszej płyty.
W tym samym czasie, każdy, kto postanowił ruszyć się spod głównych scen i pozwiedzać inne, liczne miejsca Sziget, mógł trafić na ciekawe projekty węgierskie na scenie Civil Sziget czy tej przygotowanej przez radio publiczne MR2 Petofi. Przekonaliśmy się, nie po raz pierwszy, że poziom undergroundu madziarskiego jest naprawdę wysoki, zwłaszcza, że Węgrzy podejmują się gry niełatwego funku łączonego z folkiem, nujazzu i muzyki klubowej w aranżacjach live.
Najbardziej wytrwali mogli zakończyć piątkowe balety przy rytmach Grooveridera, Dillinja (stały gość Sziget) i DJ Palotai. W inne dni winylowymi krążkami czarowali Pete Tong, Armin van Buuren, Coldcut, The Crystal Method czy Paul Oakenfold.

Na Sziget trzeba uczyć się wybierać, bo fizycznie nie ma możliwości zaliczenia wszystkich znakomitości festiwalu. A budapeszteńska impreza robi się jak tamtejszy tokaj – im starszy, tym lepszy.
Za gościnę, jak zawsze, dziękujemu Instytutowi Polskiemu w Budapeszcie