zero7-anotherlatenightKtóż nie lubi wspominać dawnych dobrych czasów i ze swoistą tęsknotą sięgać myślami wstecz, upajając się przyjemnością płynącą z takich retrospekcji? Kompilacja od Zero 7 umożliwia nam to w pełnym wymiarze, jest podróżą w czasie – i cały czas w atmosferze, którą my tygryski lubimy najbardziej – hip-hopu, trip-hopu i downtempo.Ta retrospektywność albumu z pewnością mniej odczuwalna była w 2002 roku, kiedy tak naprawdę „Another Late Night” miało swoją premierę. Wtedy polscy słuchacze także mogli ją zdobyć – z mniejszymi lub większymi problemami – ale dopiero teraz, przy oficjalnej i płynnej dystrybucji wznowienia krążka na terenach nadwiślańskich sprawi, że płyta powinna trafić do zdecydowanie większego grona słuchaczy.

Przeglądanie tracklisty albumu przypominało mi trochę odkrywanie zawartości prezentu od świętego Mikołaja… co my tu mamy? Na dobry początek potężna dawka hip-hopu z najwyższej półki – bo jak inaczej nazwać produkcje z warsztatu Quasimoto, Roots Manuva czy Slum Village? Później delikatna zmiana klimatu, ale wciąż z tą samą częścią wspólną (czyli sample, loopy, break beat w zwolnionym tempie i zadymiona atmosfera) – The Cinematic Orchestra. I już do końca oscylować będziemy właśnie w tej downtempowej mieszance – z artystami wielkiego nazwiska lub mniej znanymi, ale reprezentującymi ten sam, wysoki poziom muzyczny. A na koniec ukoronowanie w całości czyli sami Zero 7 w „Truth & Right”.

Nazywanie „Another Late Night” chilloutową składanką byłoby dość krzywdzące dla tego albumu. Nie jest to bowiem zbiór kawałków w podobnym guście, ale starannie wyselekcjonowana kolekcja prezentująca korzenie, inspiracje i zainteresowania Zero 7, a także ich słuchaczy – bo nie wyobrażam sobie, by jakikolwiek miłośnik grupy nie zaakceptował tego, co oferują nam na swojej autorskiej kompilacji. Odprężająco i wspominkowo – warto spróbować.

Kaśka Paluch