Ta płyta przyczepiła się do mnie zaraz po koncercie Wibutee w katowickiej Hipnozie i od tego czasu za nic nie chce puścić. Niejednokrotnie właśnie występy na żywo sprawiają, że znaną już wcześniej muzykę odkrywamy na nowo. Po takim doświadczeniu jak koncert Wibutee ostatnia płyta Norwegów nabiera jeszcze pełniejszego wymiaru i, mimo upływu czasu, wciąż potrafi zaskoczyć.
Wibutee nagrali „Sweet Mental” w momencie, gdy w opiniach wielu funkcjonowali już jako solidna firma. 3 poprzednie albumy to różniące się od siebie przedsięwzięcia, które posiadają jeden wspólny mianownik: 'eksperyment’. Muzyka tego zespołu to już nie nu-jazz sensu stricte, ale jeszcze nie elektronika w alternatywnym wydaniu. No i taką problematyczną pod względem stylowym produkcją jest kolejna odsłona muzycznych poczynań Norwegów. Zaznaczam, że zaklasyfikowanie nowej propozycji Wibutee, to jedyny problem, z jakim się zmagam w przypadku „Sweet Mental”.
Tak jak już wspomniałem, panowie z Wibutee zawsze pozwalali sobie na odważne poczynania muzyczne, jak gdyby za każdym razem odczytywali słowo 'jazz’ na inny sposób. Trzeba jednak przyznać, że jest to eksperymentowanie bardzo przyjemne, a nie tak karkołomne jak w przypadku wielu artystów, którzy próbują być alternatywni. Z albumami Wibutee wiąże się zawsze jakiś konkretny koncept wpływający z kolei na formę i ogólny obraz płyty. Tym razem mamy do czynienia z fuzją nie tylko jazzowych wariacji i elektronicznych kliknięć ale również brzmień mocniejszych, żeby nie powiedzieć rockowych. Wszystko staje się jasne w momencie, gdy dowiadujemy się, że na kształt płyty wpłynął Mike Hartung (pan odpowiedzialny za ostatnią produkcję Jaga Jazzist).
Całość tworzy 9 bardzo ciekawych kompozycji. Muzyka pełna jest gry nastrojami z przewagą iście trip-hopowej melancholii, bez użycia trip-hopowych środków rzecz jasna. Przez nieco ponad 40 minut natrafiamy na szalejący saksofon H. Kornstada (chyba najsilniejsze wspomnienie z wyżej wspomnianego koncertu), mocne uderzenia gitar z ciekawymi jak zwykle elektronicznymi podkładami. Tak groźnie brzmiący kolaż nie przeszkodził mi zbytnio w miłym odbiorze materiału, co więcej, na płycie znalazły się bardzo przejmujące i niesamowite momenty. No i ten przeuroczy bonus w postaci duetu z nieocenioną i Anją Garbarek…
„Sweet Mental” po raz kolejny utwierdza w przekonaniu o fenomenie skandynawskiej sceny muzycznej. W znacznej mierze właśnie dzięki okołojazzowym i elektronicznym produkcjom północ Europy znajduje się nierzadko lata świetlne przed tym, co dzieje się na reszcie kontynentu. Jest to płyta pełna ciekawych, zaskakujących rozwiązań, być może nawet piękna, choć na swój szorstki, skandynawski sposób. Tak więc nie można powiedzieć, że w świecie elektronicznych eksperymentów jazzowych powiedziano ostatnie słowo, póki nagrywa Wibutee.
Rafał Maćkowski (el.greco)
Ta płyta przyczepiła się do mnie zaraz po koncercie Wibutee w katowickiej Hipnozie i od tego czasu za nic nie chce puścić. Niejednokrotnie właśnie występy na żywo sprawiają, że znaną już wcześniej muzykę odkrywamy na nowo. Po takim doświadczeniu jak koncert Wibutee ostatnia płyta Norwegów nabiera jeszcze pełniejszego wymiaru i, mimo upływu czasu, wciąż potrafi zaskoczyć.
Wibutee nagrali „Sweet Mental” w momencie, gdy w opiniach wielu funkcjonowali już jako solidna firma. 3 poprzednie albumy to różniące się od siebie przedsięwzięcia, które posiadają jeden wspólny mianownik: 'eksperyment’. Muzyka tego zespołu to już nie nu-jazz sensu stricte, ale jeszcze nie elektronika w alternatywnym wydaniu. No i taką problematyczną pod względem stylowym produkcją jest kolejna odsłona muzycznych poczynań Norwegów. Zaznaczam, że zaklasyfikowanie nowej propozycji Wibutee, to jedyny problem, z jakim się zmagam w przypadku „Sweet Mental”. Tak jak już wspomniałem, panowie z Wibutee zawsze pozwalali sobie na odważne poczynania muzyczne, jak gdyby za każdym razem odczytywali słowo 'jazz’ na inny sposób. Trzeba jednak przyznać, że jest to eksperymentowanie bardzo przyjemne, a nie tak karkołomne jak w przypadku wielu artystów, którzy próbują być alternatywni. Z albumami Wibutee wiąże się zawsze jakiś konkretny koncept wpływający z kolei na formę i ogólny obraz płyty. Tym razem mamy do czynienia z fuzją nie tylko jazzowych wariacji i elektronicznych kliknięć ale również brzmień mocniejszych, żeby nie powiedzieć rockowych. Wszystko staje się jasne w momencie, gdy dowiadujemy się, że na kształt płyty wpłynął Mike Hartung (pan odpowiedzialny za ostatnią produkcję Jaga Jazzist). Całość tworzy 9 bardzo ciekawych kompozycji. Muzyka pełna jest gry nastrojami z przewagą iście trip-hopowej melancholii, bez użycia trip-hopowych środków rzecz jasna. Przez nieco ponad 40 minut natrafiamy na szalejący saksofon H. Kornstada (chyba najsilniejsze wspomnienie z wyżej wspomnianego koncertu), mocne uderzenia gitar z ciekawymi jak zwykle elektronicznymi podkładami. Tak groźnie brzmiący kolaż nie przeszkodził mi zbytnio w miłym odbiorze materiału, co więcej, na płycie znalazły się bardzo przejmujące i niesamowite momenty. No i ten przeuroczy bonus w postaci duetu z nieocenioną i Anją Garbarek… „Sweet Mental” po raz kolejny utwierdza w przekonaniu o fenomenie skandynawskiej sceny muzycznej. W znacznej mierze właśnie dzięki okołojazzowym i elektronicznym produkcjom północ Europy znajduje się nierzadko lata świetlne przed tym, co dzieje się na reszcie kontynentu. Jest to płyta pełna ciekawych, zaskakujących rozwiązań, być może nawet piękna, choć na swój szorstki, skandynawski sposób. Tak więc nie można powiedzieć, że w świecie elektronicznych eksperymentów jazzowych powiedziano ostatnie słowo, póki nagrywa Wibutee. Rafał Maćkowski (el.greco) |
![]() |