generationsZderzenie dwóch rzeczywistości

Nasza rzeczywistość rozpada się na dwie, która – zdawać się może – zaciekle się zwalczają. Jedna to ta, w której króluje retro, miłość do tego, co minione i do „starych dobrych czasów”. Tu pobrzmiewa jazz Glena Millera, wszystko osnute jest dymem z papierosów palonych poprzez lufkę. Druga, to rzeczywistość postępu, gdzie wszystko wciąż i nieustannie mknie do przodu, gdzie szuka się nowości, jak grzybów po deszczu, gdzie to co wczorajsze, jest gorsze. „Re: Generations” spaja te dwie rzeczywistości i sadza, jak niesforne dzieciaki, na kolanach starego dziadka Nata „Kinga” Cole’a.

Mówi się, że legenda rodziców zobowiązuje. Znamy niejedną figurę show biznesu, która podążała wytartą ścieżką znanej mamy lub przebojowego taty, tylko dlatego, że „tak jakoś wyszło”. Zdarza się jednak również tak, że w rodzinnych genach tkwi jakiś talent, którego zaprzepaszczenie byłoby grzechem. I dlatego też dzieci kontynuują pracę rodziców. Córka Nata – Natalie Cole wydała niedawno album „Still Unforgettable”, przyjęty ciepło i z przyjemnością. Jej przyrodnia siostra Carole poszła bardziej w kierunku filmowym, lecz teraz postanowiła odświeżyć nieco twórczość swego słynnego ojca. Razem z Michaelangelo L’Acqua podjęła się zatem wyprodukowania płyty, której materiałem byłyby remixy słynnych już standardów jazzowych. W czasach, kiedy kwestia remixów jest wciąż szeroko dyskutowana, ten krążek stanowi piękną perełkę.

Do przeróbek Carole zaprosiła wielu artystów z bardzo różnorodnych środowisk muzycznych, w nagraniach wzięła także udział Natalie Cole. Mamy tu utwory pobrzmiewające delikatnym loungem, płonące ogniem muzyki latynoskiej, ale także zwracające się w stronę r’n’b, hip-hopu, reggae czy wreszcie – czystej elektroniki. Utwory nagrane ponad pół wieku temu przez „Kinga” Cole’a, stanowiące materiał bazowy albumu, potraktowany został bardzo różnorodnie. Usłyszymy go w formie zapętlonego sampla (jak w „Hit That Jive, Jack”), ale także stanowi po prostu główny temat utworu, który rozbudowano w nowym, zaskakującym stylu („More And More Of Your Amour”). Co ciekawe: żadna przeróbka nie razi, nie odrzuca, nie zniechęca. Artyści, choć tak bardzo różniący się między sobą a przede wszystkim daleko odbiegający od samego Cole’a, wydobyli z utworów jazzmana najlepsze walory: chwytliwe melodie, specyficzną rytmikę, zabawę słowem, niepowtarzalne wstawki instrumentalne.

Słychać, że materiał jest stary. Takiego brzmienia nie da się podrobić. Głos samego „Króla” jest tu spoiwem, emanuje ciepłem i nieprzeniknioną radością muzyki. Nierzadko brzmienie jest specjalnie preparowane tak, aby brzmiało, jakby nagrane zostało w latach pięćdziesiątych. Z drugiej strony wykorzystywana jest sama melodia z tekstem dla stworzenia zupełnie nowego, wręcz „nowoczesnego utworu”. Dowolność muzyków pracujących nad „Re: Generations” była spora. Efekt jest po prostu powalający.

Jadwiga Marchwica