Ostatnia płyta Us3 – „Questions” – była dla mnie traumatycznym doświadczeniem i mocnym ciosem, po którym cieżko było się pozbierać. Że stwierdzenie nazbyt emocjonalne i dramatyczne? Być może, ale biorąc pod uwagę fakt, że na „Hand on the Torch” opiera się w dużej mierze moje muzyczne wychowanie trudno mi się dziwić. Trudno też dziwić się temu, że gdy odebrałam „Schizophonic” z sugestią opisania tegoż albumu, przeżyłam, zaiste, chwilę grozy. Tak samo „Questions” jak i inny projekt Wilkinsona – Kwerk, uczyniły w mojej głowie taki zamęt, że nie miałam najmniejszego pojęcia o tym, czego mogłabym się spodziewać po najnowszym tworze – poza wskazówką Geoffa, który w czasie rozmowy ze mną wyznał, iż Us3 konsekwentnie odrzuca samplowanie, aż do całkowitego wyzbycia się jakichkolwiek naleciałości tego typu, że stawia na duży żywy skład i swojego laptopa. Żadnego konkretnego wniosku nie można z tego wyciągnąć. Aha, dodał jeszcze, iż: „chce zrobić małą rewolucję, więc będzie to pewien eksperyment„. Można się poważnie przestraszyć. Z historii powszechnej wiemy, że rewolucjom towarzyszył zwykle rozlew krwi. No i… czyż „Questions” nie było rewolucją? Postanowiłam więc iść na żywioł i wpuściłam płytę w odtwarzacz ze słowami „niech się dzieje wola boża!”. Pierwszy utwór, drugi (zwłaszcza ten drugi), trzeci, czwarty, dziesiąty (a zwłaszcza drugi)… oczy szeroko otwarte, uszy owinięte wokół głośników i słońce na niebie, bo wszystko wskazuje na to, że… wrócili!
Tak, można odetchnąć z ulgą i zacząć zbierać pieniądze, bo „Schizophonic” nie tylko warto, ale nawet trzeba kupić. Us3 istotnie wyzbywa się samplowania – bo nie ma tu jazzowych motywów wyciętych z katalogu Blue Note. W zamian za to dostajemy potężną dawkę jazzu autorskiego, zagranego w studio Geoffa, przez najwyższej klasy profesjonalistów. Fantastycznym partiom trębacza Chrisa Storra, niegorszym wstawkom saksofonisty Eda Jonesa (to z nim Wilkinson założył projekt Kwerk), basowym wypełnieniom Neville’a Malcolma i gitarze Erniego Cranenburgha towarzyszy poteżna moc beat’ów od wirtuoza gramofonów – First Rate’a (o nim Geoff w czasie naszego wywiadu powiedział: „Jimi Hendrix turntabilizmu„) i przede wszystkim to, czego najbardziej mi brakowało na poprzednim albumie, a za co pokochaliśmy „Hand on the torch” – hip-hop, przez duże h i h. A charyzma raperów Akil Dasana oraz Gastona i świeżość ich głosów w całości przenosi się na samopoczucie słuchacza.
Są tu utwory, które przywodzą na myśl stary dobry rok 1993, ale obecność znakomitych instrumentalistów i niewątpliwie indywidualny wkład każdego z nich w niektórych miejscach sprawia, że mamy też skojarzenia z Touch and Go (wspomniany wyżej drugi utwór, „Kick This”, bardzo adekwatny tytuł) czy liryzmem znanym z Nighthawks – ponieważ płyty każdego z tych wykonawców zajmują mi miejsce na półkach, oczywistym jest, iż „Schizophonic” najzwyczajniej musiało przypaść mi do gustu. Nie wiadomo, czy to Geoff zapłonął sentymentalizmem, czy nowi ludzie w składzie sprawili, iż mamy do czynienia ze swoistą retrospekcją – ale skrojoną na współczesną miarę – ważne, że efekt jest pozytywny. Znów jazz spotyka się z hip-hopem i elektroniką, imponujące solówki z energetycznym rytmem, taneczność z chilloutem, wokal z rapem.
Prawdziwie wielki, zamaszysty i znakomity powrót mistrza (mistrzów?). Ja Us3 jestem niewypowiedzianie wdzięczna za „Schizophonic”, które pozwala zatuszować niesmak po „Questions”. Całemu składowi absolutnie szczerze pogratulować możemy wytworzenia wspaniałej atmosfery – do audialnej uczty i przedniej zabawy.
Kaśka Paluch
album zrecenzowany dzięki uprzejmości Eblok