Sezon powrotów w pełni. Po długiej zimie w Bristolu nadszedł czas odwilży i przebudzenia z artystycznej hibernacji. Kolejną z gwiazd trip-hopu, która zdecydowała się na przypomnienie o sobie jest Adrian Thaws we własnej osobie. Twórca legendarnej „Maxinquaye”, współpracownik Massive Attack i jakby nie patrzeć promotor Martiny Topley-Bird. Dlaczego w tej litanii nie tytułuję Tricky’ego jako autora „Knowle West Boy”? Bo chociaż nie jest źle, to z pewnością jego ósmy już album ciężko nazywać osiągnięciem na miarę wyżej wymienionych.
Czterdziestka na karku zobowiązuje. Tricky to z pewnością inny człowiek niż ten, który wydał „Vulnerable”. Zdążył podkulić ogon, założyć własny label i spojrzeć wstecz. W stronę Knowle West, bristolskiej dzielnicy, w której się wychował. To właśnie temu miejscu i ludziom związanym z nim Tricky dedykuje swoją płytę. Każda piosenka to inna historia, inne emocje i przeżycia. To również różne klimaty muzyczne i różne głosy opowiadające o życiu w Knowle West. Cieszy więc fakt, że Tricky spokorniał i stara się wyjść z tego koziego rogu, w który sam się wpędził po pierwszych wyśmienitych płytach. Czy „Knowle West Boy” bliżej jest do nich czy raczej do późniejszych i nieudanych produkcji? O tym za chwilę.
Sytuacja z nową płytą Thaws’a prezentuje się inaczej niż ta, z którą mieliśmy do czynienia przed wydaniem nowego albumu Portishead. W przypadku tych drugich każdy spodziewał się płyty co najmniej dobrej, jeżeli zaś chodzi o Tricky’ego, większość słuchaczy nic sobie nie obiecywała. Dlatego nawet przyzwoity krążek mógł liczyć na w miarę ciepłe przyjęcie. Kiedy okazało się, że „Knowle West Boy” jest nawet solidnym materiałem, łatwo było popaść w przesadę. Tak stało się w przypadku kilku zachodnich recenzentów, którzy come back Tricky’ego uznali za wydarzenie. Ja pozostanę bardziej ostrożny. Co prawda dostrzegam bardzo dobre momenty, ale równie szybko znajduję dla nich przeciwwagę. Bo nowy album Tricky’ego jest tak nierówny jak to tylko możliwe. Bez wątpienia przyczynia się do tego cały wachlarz muzycznych gatunków, po które Thaws postanowił sięgnąć. W jego wizji Knowle West to miejsce, w którym trip-hop spotyka rock, dancehall przeplata się z bluesem, a elektronika pojawia się na zmianę z akustycznym brzdąkaniem na gitarze. Na dokładkę dostajemy jeszcze cover piosenki Kylie Minogue. Ciężko się w tym wszystkim połapać. Tak jakby Tricky jeszcze nie do końca wyleczył się z muzycznego zagubienia, w którym tkwi. Na „Knowle West Boy” znajdziemy więc odwołania do niemal wszystkich poprzednich płyt Thaws’a. Kolejnym obok żonglerki stylistycznej sprawdzonym chwytem są zaproszeni goście. Jednak tym razem Tricky stawia na młode twarze z Brown Punk, a nie wielkie nazwiska mające mu pomóc w podreperowaniu wizerunku. Dobrze wypadają chociażby obiecująca francuska wokalistka Lubna oraz Rodigan odpowiedzialny za jamajskie akcenty na albumie.
Przy okazji nowej płyty Tricky’ego chciałem zwrócić uwagę na jeszcze jedną rzecz. Nie spotkałem się dotąd z nieprzychylną opinią na temat bezapelacyjnie najlepszej kompozycji w tym zestawie, jaką jest „Past Mistake”. To nie mniej, nie więcej narkotyczna i trip-hopowa perełka oparta na sprawdzonych schematach. Może to świadczyć o tym, że ludzie wciąż czekają na pozycje utrzymane właśnie w takim klimacie. Co prawda nie przepowiadam renesansu tego gatunku ani nie doradzam wałkowania tych samych patentów, ale sygnalizuję, że właśnie taka muzyka wciąż urzeka i ma swoich zwolenników.
„Knowle West Boy” przypomina za małą walizkę, do której przed wakacjami staraliśmy się upakować o wiele za dużo. Z jednej strony mamy kilka świetnych numerów („Past Mistake”!, „School Gates”, „Baligaga”), z drugiej kilka typowych zapychaczy. Na jednym biegunie mamy spore roztargnienie Thaws’a, na drugim klamrę, jaką stanowi jego rodzinny Bristol. I od której strony by nie patrzeć poszczególne elementy na płycie bilansują się, czasem z lekkim wychyleniem na plus. Z całą pewnością możemy powiedzieć, że w trakcie prac nad „Knowle West Boy” coś w Tricky’m drgnęło. W ostatecznym rozrachunku cieszy fakt, że jego powrót nie okazał się sromotną klęską.
Rafał Maćkowski