Bogactwo minimalizmu
To Rococo Rot jest formacją z Niemiec, mającą już ponad dziesięcioletni staż, choć poddając się palindromowi lansowanemu przez samych muzyków, powinnam napisać, iż w roku 2006 To Rococo Rot obchodzi dokładnie, swoje okrągłe, jedenaste urodziny. I jest to doskonała, jak każdy jubileusz, okazja, by przybliżyć swoje dokonania za pomocą przekroju historycznego.
Dostajemy więc krążek CD, który wcześniej „był” tylko płytami winylowymi, nawiasem mówiąc: aktualnie nie do zdobycia. Na „Taken From Vinyl” znajdujemy utwory z EPek „Paris” czy „Lips”. To, jaki typ muzyczny reprezentują owe utwory, pobieżnie wyjaśnić mogą nazwy wytwórni, które współpracowały przy wydaniu tej płyty – a są to berlińska Staubgold i polska Gusstaff Records, z Zielonej Góry.
Muzycy z To Rococo Rot mówią, że gdy spotykają się w studio, pracują szybko, by nie stracić nic ze spontaniczności. Nagrywają improwizację – nie taką, jaką znamy z jazzu, ale tą przejawiającą się w cięciu, remiksowaniu, łamaniu dźwiękowych struktur. Efektem jest silnie syntetyczny zbiór selektywnie wysegregowanych brzmień muzycznych, pulsujących mniej lub bardziej regularnie. Ta niemiecka elektronika nie ma w sobie nic z dzikości Squarepushera, nie ma także zupełnie nic z liryzmu Boards of Canada. Muzyka To Rococo Rot jest spokojna, ale bardzo poważna. No i przede wszystkim: minimalna. Trudno mi wyobrazić sobie, by utwory z „Taken From Vinyl” zostały nagrane na zasadzie improwizacji – chyba, że bracia Lippok i Stefan Schneider to bardzo powściągliwi goście.
Siłą większości utworów jest ich płaszczyzna rytmiczna. Wspomnę tu chociażby „Schon sehr viel telefoniert”, w którym wydobywają się atawistyczne rytmy towarzyszące, skąd inąd, bardzo stonowanej wartstwie stricte melodycznej.
Smakowity kąsek dla fanów niemieckiej elektroniki i elektroniki w ogóle. Przyznam się bez bicia, że dziko zazdroszczę mieszkańcom Wrocławia, Poznania, Łodzi i Katowic możliwości usłyszenia trio To Rococo Rot na żywo.
Kaśka Paluch