Myślę, że moment wydania nowego krążka przez francuskie trio, jest też dobrym momentem na odświeżenie wspomnień z debiutu – którego zresztą zapewne w wielu przypadkach przypominać nie trzeba. Jest to bowiem debiut z rodzaju tych, które skazane są na wieczne powodzenie. Nie da się ukryć – “Genetic World” zrobiło nam w głowach sporo zamieszania.
Często spotykam się z określeniem, iż Telepopmusik traktować można jako spadkobierców bristolskiego trip-hopu. Dziwne to trochę, bo po pierwsze muzycy ci bynajmniej z Bristolu nie pochodzą, po drugie – każdy utwór na “Genetic World” wręcz ocieka stylem elektroniki, określanej najczęściej mianem “francuska”. W czym więc rzecz? Być może takie myślenie bierze się z faktu, iż Telepopmusik – podobnie jak Massive Attack – do współpracy ze swoimi podkładami zapraszają rozmaitych artystów, którzy uświetniają poszczególne kompozycje własnym głosem. Może ma to związek z osobą rapera Mau, znanego przecież ze sławnego bandu trip-hopowego – Earthling. A może chodzi tu po prostu o klimat i atmosferę krążka. Dla mnie jednak muzyka Telepopmusik to korzystanie z bristol soundu pełnymi garściami, nie bez własnej inwencji – elektronicy z Francji przeprowadzili na tym stylu swoistą renowację. Z powalającym na kolana skutkiem.
O powodzeniu muzyki z debiutanckiego krążka świadczyć może chociażby zainteresowanie mediów – utwory wykorzystywane w reklamach, reklamówkach czy spotach mogą być tego dowodem (ja jednak nie do końca akceptuję wyrywanie tych utworów z kontekstu reszty – bo choć samodzielnie brzmią rzeczywiście wspaniale, to dopiero z towarzyszeniem pozostałych kompozycji tworzą niepowtarzalną jakość). Dla mnie jednak najważniejsze jest, że album zdobył sympatię nawet tych zatwardziałych, ortodoksyjnych fanów trip-hopu, którzy z kwaśną miną już parę lat temu zgodzili się na śmierć gatunku. Miło widzieć, że się mylili.
“Genetic World” jest spójną, konsekwentnie i miarowo rozwijającą się całością. Zaczynamy od wpadjących bardziej pod synth-pop, potencjalnych hitów (jak sławny “Breathe”), później przechodzimy w mocno rapowane utwory – z których najsilniej przemawia do nas duch Bristolu – a kończymy na spokojnie snującej się elektronice. Wstęp, rozwinięcie, zakończenie – jak w dobrze skonstruowanym opowiadaniu.
Profesjonalizm, perfekcjonizm, elegancja i – nawet – przyjemna sterylność… odbieramy to z każdego dźwięku jaki serwuje nam Telepopmusik. Nie można nie znać tej płyty.
Kaśka Paluch