Myślę, że to był czas, kiedy muzyka się zmieniała i to, co nagraliśmy, było jakąś wypadkową wszystkiego, z czym mieliśmy ciągle do czynienia. Ale nie nazwałbym tego czymś wyjątkowym. My tylko nagraliśmy utwory, cała reszta to efekt tego, jak odbierali je ludzie. Więc nazwałbym to po prostu robieniem muzyki. I cały czas staramy się robić to jak najlepiej. – te słowa Nicka Hallama, które wypowiedział w wywiadzie dla niżej podpisanej, miały opisywać muzykę tworzoną przez Stereo MC’s czy raczej: miały być wytłumaczeniem dlaczego w czasach gdy tak naprawdę królowała Madonna i Genesis, grupa zapaleńców postanowiła zrobić coś zupełnie na przekór, niepokorny hip-hop-funky-trip-hop osiągając jednocześnie niesamowity sukces. Jak zaszufladkować muzykę Stereo MC’s? Najlepiej jako gatunek „Stereo MC’s”.
Jakkolwiek jednak debiutancki album Stereo MC’s pochodzi ze wspomnianego 1989 roku, tak początki grupy sięgają parę lat wstecz. The Head – czyli Nick Hallam oraz Rob B – czyli Robert Birch, obaj z rocznika ’60, założyli studio i wytwórnię Gee Stret w 1985 roku. Miała ona pomóc im w promocji zespołu, który do tej pory funkcjonował tylko jako tzw. grupa koncertowa, podrożująca z masą teczek i toreb wypełnionych taśmami, do których rapował londyński duet. W uskutecznieniu nagrania pierwszego krążka pomogła współpraca z 4th & Broadway z Nowego Jorku, labelem, który zajął się dystrybucją singli „Move It” i „What Is Soul?” z debiutanckiego albumu „33-45-78” (ten tytuł jest oznaczeniem prędkości z jaką odtwarzane są płyty winylowe na poszczególnych gramofonach. Nie chodzi tu o bity na minutę (bpm) a okrążenia płyty (rpm). Przykładowo, stare Unitry odtwarzają płyty z prędkością 33 lub 45 rpm. Cały łańcuch tych prędkości na początku powinien mieć jeszcze wartość 16.)
Do Roba i Nicka dołączyli jeszcze DJ Cesare, perkusista Owen If i wokalistka Cath Coffey. Ich utwór „Elevate My Mind” był pierwszym brytyjskim hip-hopowym utworem branym pod uwagę na listach przebojów muzyki R&B w Stanach Zjednoczonych. Pierwszy album przyniósł im popularność, na tyle dużą, by pozwoliła ona współpracować z gwiazdami pokroju Jungle Brothers czy remiksować artystów takich jak U2 i Queen Latifah.
Nic więc dziwnego, że grupa chcąc utrzymać się na fali, dość szybko zdecydowała się na nagrania kolejnej płyty, wydanej już w rok po „33-45-78”, zatytułowanej „Supernatural”. I choć po tej premierze czyli kolejnym sukcesie zespół mógł wybrać się w trasę koncertowa z Happy Mondays, co z pewnościa przyczyniło się do wzrostu jego popularności, nie było to jeszcze to, co mieliśmy dostać w 1992 roku. Pierwsze dwa albumy Stereo MC’s w dużej mierze oparte były na samplach (np. Ben E. King, David Byrne, Brian Eno i Talking Heads w „What Is Soul?” czy Deep Purple i George Clinton w „On 33” albo sample z utworów Isaaca Hayesa – ulubionego artysty sampulących zespołów, w tym bristolskiego Portishead), i być może właśnie fakt, że „Connected” – bo to właśnie ten krążek wydali w dwa lata po „Supernatural” – od sampli był wolny, sprawił, że album okazał się bezdyskusyjnym hitem na całym świecie. Świeże pomysły – tak w odniesieniu globalnym, jak i wewnątrz zespołu (wspomniany brak sampli, dużo żywych instrumentów), świetne wykonanie i energetyczny żar rozpalany na koncertach wpisały Stereo MC’s na stałe w kanon nowej muzyki klubowej. „Connected” zdobywało najwyższe noty (2. miejsce na brytyjskiej liście przebojów), ciepłe recenzje, a klip do utworu tytułowego często gościł na wizji MTV (ponieważ to jeszcze czasy, w których MTV była telewizją muzyczną), aż w końcu Stereo MC’s zdobyli nagrodę BRIT Awards dla najlepszej grupy i najlepszego albumu. Singiel „Connected” został wykorzystany w soundtracku filmu „Hakerzy”, zespół dostał też propozycję zrobienia remiksów „Frozen” Madonny i „Jungle Brother” Jungle Brothers.
Grupa wyruszyła na dużą trasę koncertową (choć nie pierwszą). Do koncertowego składu Stereo MC’s zaliczają się też wokalistki Andrea Bedassie i Verona Davis, które wspomagają Cath Coffey, odpadł za to DJ Cesare (dziś Cesare Marcher zajmuje się tworzeniem muzyki do spotów telewizyjnych i gier komputerowych).
Dopiero po ośmiu latach świat zainteresował się zespołem ponownie. 27 marca 2000 roku grupa wydała nakładem labelu !K7 kompilację z kultowej serii „DJ Kicks”, która stała się już swoistym wyznacznikiem wartości współczesnego artysty (wystarczy wspomnieć, że do nagrania takiej składanki zostali zaproszeni także Kruder & Dorfmeister, Smith & Mighty, Thievery Corporation, Nightmares On Wax czy Andrea Parker). Na albumie zmiksowanym przez Stereo MC’s usłyszymy m.in Sofa Surfers czy Red Snappera. Do tego należy jeszcze doliczyć wydany w 1997 roku solowy album Coffey „Wild World” i to by było tyle, jeśli chodzi o wypełnienie kilku lat między wydaniem „Connected” a kolejnym krążkiem Stereo MC’s.
Okazał się nim „Deep, Down & Dirty” z 2001 roku. Nie będę oryginalna w stwierdzeniu, że zespół po nagraniu genialnej płyty stoi przed poważnym problemem przy wydaniu kolejnej, od której słuchacze wymagają co najmniej tak wysokiego poziomu, jednocześnie podchodząc do nowych dokonań bardzo krytycznie i sceptycznie. „Deep, Down & Dirty” wywołał więc burzę w szklance wody, dzieląc fanów Stereo MC’s na tych, którzy zdecydowanie wyparli się złagodzonej wersji ich ulubionej grupy i na tych, którym to niespecjalnie przeszkadzało. Cztery lata później miało okazać się, że „Deep, Down & Dirty” jest wręcz drapieżnikiem w porównaniu z tym, czym zespół poczęstował nas przy okazji albumu „Paradise” wydanego w 2005 roku. Jeszcze nigdy nie nagrali tak mocno acid jazzowej płyty. Zawsze byli kojarzeni z tym gatunkiem, ale przy okazji najnowszego krążka wykorzystali jego najsłodszą odmianę. Innymi słowy – bliżej Brand New Heavies czy Incognito, niż Us3 z pierwszej płyty. Jeszcze inaczej – bliżej Us3 z ich ostatniej płyty [chodzi o „Questions”]! I to właśnie jest w tym wszystkim najbardziej bolesne. Motywy muzyczne, tematy, wokale żeńskie – skądinąd nienajgorsze – konstrukcje utworów, napięcia i rozładowania, brzmienie, barwy elektroniczne wymieszane z żywym graniem – świetnie! Ale to jest Stereo MC’s, goście, którzy z okładki trzeciej płyty wyglądali na nas zza zielonych listków i grzybków! Na „Paradise” jest grzecznie i ciepło – mniej hip-hopu, więcej popu. Kompletnie zagubił się urbanistyczny klimat. Tu w ogóle jest jakiś klimat?*
W międzyczasie, bo w 2003 roku zespół wydał także album retrospekcyjny, o wymownym tytule „Retroactive”, czyli – najkrócej rzecz ujmując – the best of Stereo MC’s. Wydawnictwo warte odnotowania szczególnie dla tych, którzy w ciągu godziny chcą poznać historię Stereo MC’s. W 2006 roku na rynku pojawiło się też pierwsze i jedyne do tej pory koncertowe DVD Brytyjczyków z bonusowym CD zawierającym unikatowe wersje utworów z „Connected”.
Rok temu grupa zagrała na pierwszym festiwalu Summer Of Music, który odbył się w Warszawie. Był to jeden z element trasy koncertowej promującej ostatnie wydawnictwa Stereo MC’s i poprzedzającej prace nad ich kolejnym albumem, który zapowiadają na rok 2007. We wspomnianym wyżej wywiadzie Nick obiecał, że będzie to album inny niż „Paradise”, mniej – jak to określił – radosny. Trzymamy za słowo.
Kaśka Paluch
* cytat z mojej własnej recenzji
dyskografia:
33-45-78 (1989)
The Stereo MCs [EP] (1990)
Supernatural (1990)
Connected (1992)
DJ-Kicks: Stereo MCs (2000)
Deep Down And Dirty (2001)
Retroactive (2003)
Paradise (2005)
oficjalna strona zespołu:
www.stereomcs.com
Jakkolwiek jednak debiutancki album Stereo MC’s pochodzi ze wspomnianego 1989 roku, tak początki grupy sięgają parę lat wstecz. The Head – czyli Nick Hallam oraz Rob B – czyli Robert Birch, obaj z rocznika ’60, założyli studio i wytwórnię Gee Stret w 1985 roku. Miała ona pomóc im w promocji zespołu, który do tej pory funkcjonował tylko jako tzw. grupa koncertowa, podrożująca z masą teczek i toreb wypełnionych taśmami, do których rapował londyński duet. W uskutecznieniu nagrania pierwszego krążka pomogła współpraca z 4th & Broadway z Nowego Jorku, labelem, który zajął się dystrybucją singli „Move It” i „What Is Soul?” z debiutanckiego albumu „33-45-78” (ten tytuł jest oznaczeniem prędkości z jaką odtwarzane są płyty winylowe na poszczególnych gramofonach. Nie chodzi tu o bity na minutę (bpm) a okrążenia płyty (rpm). Przykładowo, stare Unitry odtwarzają płyty z prędkością 33 lub 45 rpm. Cały łańcuch tych prędkości na początku powinien mieć jeszcze wartość 16.)
Do Roba i Nicka dołączyli jeszcze DJ Cesare, perkusista Owen If i wokalistka Cath Coffey. Ich utwór „Elevate My Mind” był pierwszym brytyjskim hip-hopowym utworem branym pod uwagę na listach przebojów muzyki R&B w Stanach Zjednoczonych. Pierwszy album przyniósł im popularność, na tyle dużą, by pozwoliła ona współpracować z gwiazdami pokroju Jungle Brothers czy remiksować artystów takich jak U2 i Queen Latifah. Nic więc dziwnego, że grupa chcąc utrzymać się na fali, dość szybko zdecydowała się na nagrania kolejnej płyty, wydanej już w rok po „33-45-78”, zatytułowanej „Supernatural”. I choć po tej premierze czyli kolejnym sukcesie zespół mógł wybrać się w trasę koncertowa z Happy Mondays, co z pewnościa przyczyniło się do wzrostu jego popularności, nie było to jeszcze to, co mieliśmy dostać w 1992 roku. Pierwsze dwa albumy Stereo MC’s w dużej mierze oparte były na samplach (np. Ben E. King, David Byrne, Brian Eno i Talking Heads w „What Is Soul?” czy Deep Purple i George Clinton w „On 33” albo sample z utworów Isaaca Hayesa – ulubionego artysty sampulących zespołów, w tym bristolskiego Portishead), i być może właśnie fakt, że „Connected” – bo to właśnie ten krążek wydali w dwa lata po „Supernatural” – od sampli był wolny, sprawił, że album okazał się bezdyskusyjnym hitem na całym świecie. Świeże pomysły – tak w odniesieniu globalnym, jak i wewnątrz zespołu (wspomniany brak sampli, dużo żywych instrumentów), świetne wykonanie i energetyczny żar rozpalany na koncertach wpisały Stereo MC’s na stałe w kanon nowej muzyki klubowej. „Connected” zdobywało najwyższe noty (2. miejsce na brytyjskiej liście przebojów), ciepłe recenzje, a klip do utworu tytułowego często gościł na wizji MTV (ponieważ to jeszcze czasy, w których MTV była telewizją muzyczną), aż w końcu Stereo MC’s zdobyli nagrodę BRIT Awards dla najlepszej grupy i najlepszego albumu. Singiel „Connected” został wykorzystany w soundtracku filmu „Hakerzy”, zespół dostał też propozycję zrobienia remiksów „Frozen” Madonny i „Jungle Brother” Jungle Brothers. Grupa wyruszyła na dużą trasę koncertową (choć nie pierwszą). Do koncertowego składu Stereo MC’s zaliczają się też wokalistki Andrea Bedassie i Verona Davis, które wspomagają Cath Coffey, odpadł za to DJ Cesare (dziś Cesare Marcher zajmuje się tworzeniem muzyki do spotów telewizyjnych i gier komputerowych). Dopiero po ośmiu latach świat zainteresował się zespołem ponownie. 27 marca 2000 roku grupa wydała nakładem labelu !K7 kompilację z kultowej serii „DJ Kicks”, która stała się już swoistym wyznacznikiem wartości współczesnego artysty (wystarczy wspomnieć, że do nagrania takiej składanki zostali zaproszeni także Kruder & Dorfmeister, Smith & Mighty, Thievery Corporation, Nightmares On Wax czy Andrea Parker). Na albumie zmiksowanym przez Stereo MC’s usłyszymy m.in Sofa Surfers czy Red Snappera. Do tego należy jeszcze doliczyć wydany w 1997 roku solowy album Coffey „Wild World” i to by było tyle, jeśli chodzi o wypełnienie kilku lat między wydaniem „Connected” a kolejnym krążkiem Stereo MC’s. Okazał się nim „Deep, Down & Dirty” z 2001 roku. Nie będę oryginalna w stwierdzeniu, że zespół po nagraniu genialnej płyty stoi przed poważnym problemem przy wydaniu kolejnej, od której słuchacze wymagają co najmniej tak wysokiego poziomu, jednocześnie podchodząc do nowych dokonań bardzo krytycznie i sceptycznie. „Deep, Down & Dirty” wywołał więc burzę w szklance wody, dzieląc fanów Stereo MC’s na tych, którzy zdecydowanie wyparli się złagodzonej wersji ich ulubionej grupy i na tych, którym to niespecjalnie przeszkadzało. Cztery lata później miało okazać się, że „Deep, Down & Dirty” jest wręcz drapieżnikiem w porównaniu z tym, czym zespół poczęstował nas przy okazji albumu „Paradise” wydanego w 2005 roku. Jeszcze nigdy nie nagrali tak mocno acid jazzowej płyty. Zawsze byli kojarzeni z tym gatunkiem, ale przy okazji najnowszego krążka wykorzystali jego najsłodszą odmianę. Innymi słowy – bliżej Brand New Heavies czy Incognito, niż Us3 z pierwszej płyty. Jeszcze inaczej – bliżej Us3 z ich ostatniej płyty [chodzi o „Questions”]! I to właśnie jest w tym wszystkim najbardziej bolesne. Motywy muzyczne, tematy, wokale żeńskie – skądinąd nienajgorsze – konstrukcje utworów, napięcia i rozładowania, brzmienie, barwy elektroniczne wymieszane z żywym graniem – świetnie! Ale to jest Stereo MC’s, goście, którzy z okładki trzeciej płyty wyglądali na nas zza zielonych listków i grzybków! Na „Paradise” jest grzecznie i ciepło – mniej hip-hopu, więcej popu. Kompletnie zagubił się urbanistyczny klimat. Tu w ogóle jest jakiś klimat?* W międzyczasie, bo w 2003 roku zespół wydał także album retrospekcyjny, o wymownym tytule „Retroactive”, czyli – najkrócej rzecz ujmując – the best of Stereo MC’s. Wydawnictwo warte odnotowania szczególnie dla tych, którzy w ciągu godziny chcą poznać historię Stereo MC’s. W 2006 roku na rynku pojawiło się też pierwsze i jedyne do tej pory koncertowe DVD Brytyjczyków z bonusowym CD zawierającym unikatowe wersje utworów z „Connected”. Rok temu grupa zagrała na pierwszym festiwalu Summer Of Music, który odbył się w Warszawie. Był to jeden z element trasy koncertowej promującej ostatnie wydawnictwa Stereo MC’s i poprzedzającej prace nad ich kolejnym albumem, który zapowiadają na rok 2007. We wspomnianym wyżej wywiadzie Nick obiecał, że będzie to album inny niż „Paradise”, mniej – jak to określił – radosny. Trzymamy za słowo. Kaśka Paluch * cytat z mojej własnej recenzji dyskografia: oficjalna strona zespołu: Stereo MC’s na 80bpm.net: |