Soja to zespół grający muzykę, którą w większości można określić jako trip-hop, chociaż jak wynika z poniższej rozmowy – nie do końca można się z tym zgodzić. Aktualnie jest w trakcie trasy koncertowej. Z tej i wielu innych okazji udzielają mi wywiadu, z którym warto się zapoznać.

Katarzyna Paluch: pierwszy raz usłyszałam Waszą muzykę dość dawno temu, za sprawą pewnej osoby, która podesłała mi mp3 zdobyte gdzieś w Internecie. Ujęło mnie, iż Polacy nie tylko zainteresowani są tworzeniem trip-hopu – stylu muzycznego zdominowanego jak na razie przez Anglików i mieszkańców Skandynawii – ale także robią go na bardzo wysokim poziomie. Co zadecydowało o tym, że zdecydowaliście się właśnie na taki trudny i w zasadzie mało popularny gatunek muzyki?

Soja: hm… to nie sprawa gatunku… ale melodii leżących na sercu, gramy to co siedzi w nas, a ludzie (czytaj dziennikarze) powiedzieli, że gramy trip hop. Wbrew pozorom, nie ma tu wielkiej ideologii. Właściwie to jest tylko ideologia. Trip hop (kurcze – szuflady to wielki problem) łączy w sobie takie sprawy jak intelekt i duch, wrażliwość i moc, ciśnienie i eteryczność, świat analogowy i cyfrowy czyli łączy przeciwności. Czyli jedyne sensowne rozwiązanie to wyzwanie…? Chyba raczej jedyna sensowna droga wiesz, zastanawiam się czy mamy wpływ na to co gramy – rozumiesz – my po prostu inaczej nie potrafimy zagrać. A tak w ogóle to chyba rzeczywiście szerokość geograficzna ma wpływ na melodie… właśnie te jesienne depresje, plucha, chłodne wilgotne wieczory. Użyłaś stwierdzenia „na wysokim poziomie” – bez megalomanii – musisz mi wytłumaczyć co to znaczy dla Ciebie – kiedy zaczyna się wysoki poziom? bardzo interesuje mnie jak TY postrzegasz TE dźwięki i skąd u Ciebie wrażliwość na TRIP? zdradzę Ci jeden sekret tak naprawdę, ta muzyka, te melodie, rytmy, harmonie to wytrych, to sposób na dotarcie do zajebistych ludzi – dzięki temu, że gramy akurat takie rzeczy – dzieją się niesamowite sprawy – trafiamy na przecudnych, wrażliwych, wybitnych ludzi, ludzi o których TAK TRUDNO! w zalewie popeliny tandety, miałkości, bezguścia itd.

Na Twoje pytanie odpowiem za chwile, zajmijmy się teraz kwestią kategoryzowania. Sprawy szufladkowania muzyki bardzo często są kwestią sporów słuchaczy – jednym nie podoba się, że jakiś zespół ktoś inny zaliczył do pewnego gatunku, drugim przeszkadza, że gdzieś go nie zaliczono… i tak dalej, na pewno dobrze wiesz o czym mówię. Sama z resztą tworzę muzykę i gdy ludzie pytają mnie „jaki to rodzaj?” nie potrafię odpowiedzieć. Niech sobie interpretują jak chcą – to po prostu moja muzyka.

Tia…w sumie istnieje tylko jedno sensowne kryterium, każdy ma to w sobie, po prostu czujesz lub nie, że coś jest dobre, a coś… tu oczywiście pojawia się setka następnych problemów – co sprawiło, że czuję tak jak czuję? to jest ta debata o to, na ile determinuje nas kultura w której żyjemy i która nas kształtuje, a na ile to nasza „wyjątkowość” – genetyka… na to nałóż jeszcze doświadczenie, wyobraźnię… a szuflady są i będą – najlepszy przykład – strefa mp3 na WP – sami artyści, żeby dodać nowy utwór muszą się zadeklarować – jaki gatunek. A propos – prowadziłem z DJ Drwalem (admin na strefie i artysta) bardzo ciekawą dyskusję „dlaczego w strefie nie ma stylu trip hop”

Dlatego właśnie ocena jakiejkolwiek muzyki, zwłaszcza tej, bazującej głównie na emocjach i uczuciach (a mniej na rozrywce, taneczności itd.) siłą rzeczy nie może – a nawet nie powinna! – być obiektywna. To, czy dany utwór podoba nam się, czy nie jest wynikiem takich czynników jak samopoczucie, nastrój, osobowość, czy pogoda. Wszystko może być takim czynnikiem…

Znam takich, którzy twierdzą, że istnieje obiektywne piękno…

To dość.. hm, przed-barokowe podejście do życia, niepraktycznie, moim zdaniem…

Hmmm. naciągasz mnie na filozoficzne wywody. Szczerze – nie wiem, nie wiem czy piękno jest relatywne czy obiektywne, czy subiektywne… tak naprawdę nie wiem czy piękno w ogóle jest.. i czy pojęcie piękna może istnieć bez człowieka. No i nie ma gwarancji, że jeśli mi coś się podoba to jest to piękne.

Piękno nie może być inne, jak tylko subiektywne. W przeciwnym razie jak tu mówić o odczuwaniu muzyki, indywidualnym odbieraniu jej? Niemniej jednak, skoro już na upartego zaliczać, najbliżej Wam do konwencji, którą wypracowali ludzie z Portishead tudzież Massive Attack, czyli krótko mówiąc bristol soundu zwanego po prostu trip hopem.

Tak, czujemy pokrewieństwo dusz. Ale tu jest cienka linia – możemy być posądzeni o arogancję…

Czyli jednak nie mówicie „nie”. Wcześniej mówiłeś o wyjaśnieniu tego, gdzie dla mnie zaczyna się wysoki poziom? W moim przekonaniu nie wystarczy nałożyć spokojnego wokalu na smętne brzmienie elektroniki by powstał trip hop. Dopiero kiedy muzyka, którą słyszę, działa na mnie jak narkotyk, porusza najgłębsze zakamarki mojej uczuciowości – i mogę mówić o dźwiękowej podróży zbliżonej do narkotycznego tripu…. wtedy jest trip-hop. To jest ten wysoki poziom, który Wam – bez wazeliniarstwa to mówię – udało się osiągnąć.

Wielkie słowa. Miło coś takiego usłyszeć, ale wydaje mi się, że przed nami jeszcze bardzo bardzo długa droga.

Jak przed każdym, kto posiada zmysł samokrytyki i ciągle dąży do bycia lepszym.

Są płyty które mijają a są takie, że nie sposób się od nich uwolnić. I nawet jak ich nie słuchasz, to i tak wiesz dokładnie gdzie leżą.

Są płyty, bez których nasze życie i myślenie nie wyglądałoby tak, jak wygląda teraz…

po prostu SOJA to SOJA – może to banalne, ale nie odczuwamy potrzeby identyfikowania się z jakimkolwiek stylem muzycznym. Jak ktoś mnie pyta co gramy to mówię „trip” równocześnie puszczając oko.

Wspomniałam wcześniej o Portishead i Massive Attack. To prekursorzy gatunku, autorytety wielu muzyków. Czy Wy macie jakieś wzory, ideały, do których dążycie, zespoły, które są dla Was natchnieniem?

Myślę, ze to jest jedno z najtrudniejszych pytań… dla mnie muzyka ważna, to taka która inspiruje, która powoduje, że muszę coś zagrać ciężko mówić o pojedynczych artystach – ciemny, mroczny klub albo właśnie bristol to to, co mnie kręci – a zespół to 5-6 osób, więc sama rozumiesz.

Wobec tego: czego słucha Soja, kiedy nie gra?

Ciszy, rytmicznego oddechu, deszczu na parapecie…

I jeszcze parę „technicznych” pytanek – jak często się spotykacie na próbach, na jakich instrumentach gracie i czy planujecie wydać jakąś płytę na rynek komercyjny?

Próby robimy zależnie od potrzeb i możliwości – czasami (jak na przykład teraz – przygotowanie trasy) spotykamy się prawie codziennie o przedziwnych porach dnia i nocy (jakoś na chleb trzeba zarobić) a czasami nie widzimy i nie słyszymy się przez dwa tygodnie. Jeżeli pracujemy nad singlem, to raczej też ciężko o próby – mozolna praca z kompem, mamy własną salę prób, więc nie jesteśmy uzależnieni od dobrego humoru pana portiera – dwa SMSy i próba gotowa. nasze instrumentarium…hmmm.. soja to pięć osób: 1/ Maja – głos 2/ Marcin [to ja;)] – gitary 3/ Marek – bas 4/ Paweł – perkusja/instrumenty perkusyjne 5/ Maciek – instrumenty elektroniczne plany wydawnicze: powoli przygotowujemy się do wydania trzeciego singla – myślimy o tym, by wydać go z jakimś sponsorem (koszty produkcji) tak, żebyśmy mogli dalej rozdawać naszą muzę. Jeszcze w tym miesiącu ukaże się nasz „Nie ma cię” na składaku „Kuba Wojewódzki” Warner jeszcze w tym roku „Obsesja” ukaże się w Brazylii i Hiszpanii na płytach składankowych prowadzimy także rozmowy z ludźmi z Niemiec – prawdopodobnie wydamy tam EPkę wspólnie z jakimś zespołem (może też kilka koncertów się z tego urodzi) o dziwo, większe zainteresowanie jest ze świata niż z Polski. Takie życie.

Ostatnie pytanko: trip-hop (tak, tak, zaszufladkujmy) – dla mas czy raczej powinien pozostać w cieniu, jako undergroundowa, mało znana muzyka dla maniaków gatunku?

Niezbadane są wyroki boskie. Chyba raczej zostanie muzyką dla szukających brak jej spektakularnych (czytaj banalnych) melodii w tej muzyce bardzo ważne jest zaangażowanie słuchającego – a niestety w epoce konsumpcji i „podawaniu na talerzu pod nos” i wmawianiu ludziom co jest dla nich dobre a co złe, raczej marne szanse… czy to dobrze czy źle? my (bo ciężko mi mówić o motywacjach innych artystów) jesteśmy szczerzy do bólu w tym co robimy – to znaczy (mam nadzieję, że nikogo nie urażę) w trakcie komponowania, tworzenia, potencjalny odbiorca nie jest w ogóle brany pod uwagę – tj. zaspokajamy tylko i wyłącznie własne, estetyczne i duchowe :0 potrzeby – jeżeli słyszysz coś ze znaczkiem „Soja” to masz pewność, że to nasza muzyka – a nie „dla ciebie” – rozumiesz? mam paru kumpli w różnych zespołach – i byłem kiedyś świadkiem żenującej sytuacji w studio nagrań, gdy kolesie wywalili ciekawy numer, tylko dla tego, że nie spodoba się ludziom i nie sprzedadzą 20.000 płyt! (na marginesie dodam, ze to znany zespół) byłem zdruzgotany – po prostu marketing

Wielkie dzięki za rozmowę.

rozmawiała: Katarzyna Paluch