Pozycja Andrzej Smolika na polskiej scenie klubowej jest niepodważalna. I tak pewnie pozostanie przez najbliższy czas. Ale jak to się wszystko zaczęło? Skąd zamiłowanie do tworzenia właśnie takich brzmień? O tym, a przede wszystkim o muzycznej przeszłości jednego z najlepszych polskich producentów, słów kilka poniżej.

smolik

Pochodzący z bardzo muzykalnej rodziny Andrzej Smolik, pierwszą solową płytę wydał dopiero w roku 2001. Nie znaczy to jednak, że wcześniej próżnował albo nie interesował się muzyką. Wręcz przeciwnie, jako dziecko doskonale wiedział kim zostanie, a już w szkole średniej zakładał swoje pierwsze zespoły. Prawdziwy zwrot w jego karierze nastąpił jednak w roku 1993, tuż przed obroną pracy magisterskiej, kiedy jako klawiszowiec dołączył do popularnej formacji Wilki. Współpraca z zespołem rozwinęła się szybko, a Smolik na ich trzeciej płycie („Acousticus Rockus”) odpowiadał za: fortepian, organy, harmonijkę i akordeon. I mimo, że formacja dosyć szybko się rozpadła, to Smolik i Gawliński nadal razem tworzyli, czego efektem był solowy album Roberta („Solo”). Do roku 1996 Smolik miał już na koncie także gościnne występy z grupą Hey, a także dwie piosenki nagrane razem z Myslovitz.

Rok 1996 to również data drugiego z przełomów w działalności Andrzeja – na skutek propozycji Piotra Banacha (jednego z założycieli Hey), napisał trzy piosenki dla Kasi Nosowskiej, które trafiły na jej najbliższy album („Puk Puk”). Podobno to także Banach pokazał naszemu bohaterowi możliwości pracy z komputerem, czego efekty obserwujemy do dzisiaj. Przez następny okres Smolika można było znaleźć wśród współtworzących albo współprodukujących trzy kolejne krążki Gawlińskiego („Kwiaty jak relikwie”, „X”, „Gra”), a także dwa następne Nosowkiej („Milena” i „Sushi”). W 2001 roku Andrzej nominowany był nawet do Fryderyków w kategoriach: Producent Muzyczny Roku, a także Kompozytor Roku, ale nagrodę zdobył razem z całym „zespołem Nosowska” w kategorii Album Roku – Muzyka Alternatywna. Dopiero po tych wydarzeniach, po otrzymaniu od dziennikarzy przydomku „mistrza drugiego planu” i po długich namowach, Andrzej Smolik zdecydował się na wydanie swojej pierwszej płyty, zatytułowanej po prostu „Smolik”.

Ukazanie się wreszcie debiutu trzeba uznać za trzeci, najważniejszy krok Andrzeja w stronę stania się ikoną polskiej sceny – elektronicznej sceny. Krążek „Smolik” był tak właściwie jego pierwszym tego typu projektem, ale jak mówił sam autor, zainteresowanie tworzeniem muzyki elektronicznej (albo z elementami takowej) pojawiło się w nim dużo wcześniej: Chyba jeszcze zanim zadebiutowałem jako muzyk rockowy. Było to pewnie dość nieporadne, ale rzeczywiście, na dostępnym mi wtedy sprzęcie usiłowałem robić w chacie taką muzę. Na samym krążku zaowocowało nie tylko wcześniejsze bogate doświadczenie, ale i liczne znajomości. Muzyk zaprosił do współpracy m.in.: Kasię Nowicką, Artura Rojka, Bogdana Kondrackiego, Jahiara Azina Trani i Larry’ego Okey Ugwu. To głównie dzięki nim powstała zróżnicowana, chilloutowa płyta, z której najlepsze wrażenie robiły chyba dwa kawałki: „50 tysięcy 881” i „T. Time”. Razem ze sporym sukcesem materiału Smolik został zaszufladkowany jako twórca „ambitny”, co sam krótko skomentował: W pewnym sensie na pewno jest to muzyka ambitna i świadomie zdecydowałem się właśnie na taką. Na zachodzie każdy określiłby tą płytę jako pop, a na naszym gruncie łapie się ona na jakieś inne określenia typu dziwna, lub ambitna… Polska jest dziwnym krajem.

Jakiś czas później potwierdzeniem ostatniego zdania okazali się ludzie twierdzący, że artysta „sprzedał się” na rzecz reklam i kolaboracji z muzykami stricte popowymi. Jednym z nich był m.in. Krzysztof Krawczyk i praca nad jego albumem „…Bo marzę i śnię”. Ale okres ten zaowocował także współpracą z reaktywowanymi Wilkami, Lennym Valentino i kilkoma piosenkami, które znalazły się na składankach („Big Brother – Cool Tracks”, „MTV Fresh”).

Moja muza ma sprawiać przyjemność. To nie jest muzyka, która wzywa do jakiś czynów, nie ma w niej ukrytej ideologii – tak, w jednym z wywiadów, Smolik opisywał swoją twórczość, a potwierdzeniem tego, że jego dokonania idealnie nadają się jako tło na niedzielne, leniwe popołudnia była jego druga płyta, o tytule „Smolik 2” – wydana w 2003 roku. Jej pierwszym singlem został świetnie znany utwór „Who told you” z udziałem Miki Urbaniak. Oprócz niej dane nam było usłyszeć jeszcze: ponownie Rojka, Novikę, Kondrackiego, ale też Magdę Kasprzyszyn czy w końcu Macieja Cieślaka. Ten ostatni zaśpiewał na przyjemnej „Kremowej rewolucji”, drugim singlu, który do dzisiaj pozostaje jednym z najbardziej rozpoznawalnych kawałków Smolika. Chyba najlepszym wyznacznikiem sukcesu drugiego longplaya okazały się dwie nagrody: Paszport Polityki, wręczony na początku 2004 roku za m.in. „odnowienie polskiego popu i za twórcze podejście do muzyki klubowej”, oraz Fryderyk w kategorii Kompozytor Roku.

W 2006 roku do dyskografii muzyka dołączyła ostatnia z jego dotychczasowych, solowych płyt. Co ciekawe, „3” okazała się małym zaskoczeniem. Przede wszystkim Smolik odszedł od typowej dla niego elektroniki i zaprosił wielu instrumentalistów, od których wcześniej stronił. To właśnie przez pracę z „żywymi” instrumentami trzeba było czekać na ten krążek aż trzy lata. Najpełniejsza charakterystyka tej płyty pochodzi od samego autora: Jest na niej 11 piosenek, zaśpiewanych przez bardzo wielu ludzi. Chciałem, żeby te piosenki były bardzo akustyczne, najbardziej jak to tylko możliwe. Żeby miały wspólnego ducha z tymi rzeczami, które robiłem do tej pory, ale jednak dużo bardziej naturalnie akustycznie i też w duchu lat 70. Bardzo chciałem cofnąć się z brzmieniem i z technologią, której użyłem do nagrania płyty do tamtych czasów. Dlatego do nagrania tego materiału Smolik wykorzystał m.in. stary stół mikserski i mikrofony.

Obok dawnych znajomych, na płycie pojawiły się kolejne dwie zagraniczne osobistości: Victor Davis i Maya Singh. Jednak do nietuzinkowych wokalistów, współpracujących z artystą wszyscy zdążyli się już przyzwyczaić. A to, co urzekło dodatkowo na „3”, to głównie piękne i subtelne melodie, urozmaicone przez liczne instrumenty: saksofony, puzony, trąbki, gitary i wiele innych. A co więcej, wszystko w bardzo ciepłym stylu, przez który takie utwory jak: „S. Dreams”, „U missing” czy „V2” do dzisiaj pozostają świeże i bardzo chętnie przypominane. Status złotej płyty nie jest w stanie oddać tego jak dobrym albumem jest „Trójka” – a dla mnie jest jedną z najlepszych polskich produkcji w ostatnich latach i aż dziwi mnie, że muzyka Smolika jeszcze nie przebiła się na Zachód (ale o tym nie decyduje tylko jakość).

Multiinstrumentalista, producent i muzyk – Andrzej Smolik, to dziś chyba najważniejsza postać w naszym, ciągle niewielkim, światku muzycznym. To nie tylko ikona ciepłej elektroniki, niesłusznie zresztą porównywana do Moby’ego (co i tak pozostaje sporym komplementem), ale człowiek-instytucja, działający na wielu frontach naszego rynku fonograficznego. Krzysztof Krawczyk, Maryla Rodowicz, Artur Rojek czy ostatnio Maria Peszek, to tylko nieliczni z muzyków korzystających z jego pomocy. I to najczęściej z bardzo dobrym skutkiem. A przecież Smolik ma na koncie także wiele remiksów (m.in. piosenek Kayah) oraz ścieżki dźwiękowe do filmów i spektakli teatralnych.

Ale Smolik to też człowiek skromny, spokojny i stroniący od ingerencji w swoje życie prywatne. Raczej unikający wywiadów i ciągłego bycia w świetle reflektorów – na koncertach zawsze schowany za swoim sprzętem. A przy tym wszystkim jednak potrafiący zdobyć rzeszę fanów! To chyba najlepiej świadczy o jego talencie i niezwykłych umiejętnościach – właśnie takich artystów potrzebujemy w naszym kraju najbardziej.

Michał Perzyna

Solowa dyskografia:
Smolik (2001)
Smolik 2 (2003)
3 (2006)