smolik-3Nie jestem żadnym Mobym.

Od czasów debiutu w 2001 roku Smolik zdążył wypracować sobie już godną pozazdroszczenia markę na scenie polskiej muzyki elektronicznej. Nie tylko dzięki producenckim kolaboracjom ze sławnymi nadwiślańskimi artystami (Steczkowska, Nosowska, Krawczyk) czy zapraszaniu do mikrofonu znanych wokalistów i wokalistek, ale głównie dlatego, że Smolik operuje niezwykłym zmysłem estetycznym przy tworzeniu swoich elektronicznych obrazków, dzięki czemu wszystko, czego dotknie zamienia się – można tak metaforycznie spuentować – w złoto.
Reasumując – nazwisko Andrzeja Smolika kojarzy się z profesjonalizmem, dobrym brzmieniem i zwyczajnie przyciąga.

Nie inaczej jest na jego najnowszej płycie, trzeciej już (i jak zwykle bez tytułu), która choć różni się od pozostałych formą, to w ogólnym rozrachunku jest wciąż tak samo dobra. Smolik bowiem kieruje się teraz w stronę brzmienia retro, które nie może nie nasunąć skojarzenia z dokonaniami Zero 7 czy Air. I prawdę mówiąc Zero 7 – a mam na myśli ich ostatnią miałką płytę – przy polskim elektroniku wypada bardzo blado.

Na trzecią płytę Smolika składają się piękne linie melodyczne – już od pierwszego „S. Dreams”, z orkiestrą smyczkową „Sinfonia Viva” – harmoniczne interpretacje chórków i aranżacja orkiestry (perfekcyjny start płyty), a oprócz tego bogactwo brzmieniowe – przez różnorodność wokalistów (zebranych tak, że „Trójka” nie sprawia wrażenia składanki, a albumu przygotowanego w imponującym składzie [zaiste, taki właśnie jest]) oraz, last but not least, samych podkładów muzycznych, ciepłych dzięki żywemu instrumentarium (rhodes, flugelhorn, saksofon, puzon, flety, gitary, trąbka i wspomniana orkiestra) a subtelnych dzięki wspomnianemu estetycznemu zmysłowi, który cechuje muzykę Smolika.

„Nie jestem żadnym Mobym” – powiedział w jednym wywiadzie Smolik, zaprzeczając nazywaniu go „polskim Mobym”. Prawdopodobnie ktoś, kto użył takiego porównania chciał dobrze (a wyszło jak zwykle). Mimo wszystko jednak szukanie analogii między Mobym a Andrzejem Smolikiem, nie jest szczególnie szczęśliwym pomysłem. Zwłaszcza, gdy przyjrzymy się temu, co Moby wyprawia w danej chwili. Zupełnie inna bajka. Smolik to Smolik, człowiek, którym Polacy mogą chwalić się znajomym zza wody. A „Trójka” to jeden z najlepszych albumów ostatnich miesięcy. Widać, polska elektronika ma się całkiem nieźle.

Kaśka Paluch