shriNareszcie! Tak wiele czasu upłynęło od pamiętnych dni w Londynie, kiedy trzeba było przeżyć o miejscowym jogurcie dziennie i chipsach ukradzionych gospodarzom domu, gdy ostatni funt został przekazany na rzecz wytwórni Outcast w zamian za „Signs” duetu Badmarsh & Shri, że już straciłam nadzieję na powrót obsesji asian undergroundu. Nitin Sawhney zawiódł nieco oczekiwania, kierując swą uwagę bardziej w stronę „american” niż „asian” i „mainstream” niż „underground”, na nowy krążek od Talvina Singha nie można się doczekać od wielu lat, a Badmarsh zajął się graniem w klubach. Na placu boju pozostał Shri, genialny tablista i basista, który wierny ideałom, a zarazem świadom nurtów kierujących dzisiejszym rynkiem muzycznym stworzył „Seven Steps” – przykład na idealne wyważenie proporcji między brzmieniem klubowym i etnicznym.
Jeśli porównać nową płytę Shri do uwielbianej przez wielu twórczości jego projektu z Badmarshem, doszukamy się tyleż samo podobieństw, co różnic. Pozostał groove o niesamowitej mocy bujającej, pozostała tabla, dodano wschodnie zaśpiewy. Z drugiej strony – muzyka jest lżejsza, bardziej przystępna, mniej terroryzująca, ale za to mocniej zróżnicowana. Różne wokale, inspiracje tą i inną muzyką z klubów, brzmienia i rytmy sprawiają, że „Seven Steps” mieni się kolorami niczym jesienne lasy.

Szybko wyszukałam sobie albumowe rarytasy, kawałki, których mogę słuchać bez końca i z wciąż jednakowym podnieceniem. Jednym z nich jest „Pulse”. Druga ścieżka na płycie to powolny bit, indyjskie instrumentarium i lepki, pełzający cicho bas, a przede wszystkim – przejmujący i wdzierający się między same przegrody przedsionkowe w sercu kobiecy wokal, od którego drżą ściany i ręce.

Korzystając z efektu pobudzenia nerwowego u słuchacza, Shri momentalnie wpuszcza nas w „Mad B-Line” z bębnami Marca Laytona-Bennetta dialogującymi z miękkim dźwiękiem gitary basowej i z taką strukturą rytmiczną, od której nie da się usiedzieć w miejscu. „Seven Days” w ogóle jest krążkiem, przy którym trudno się opanować.

// <![CDATA[//
// <![CDATA[// Obok nowoczesnych czy wręcz popowych rozwiązań stylistycznych (czyżby pogawędka z Sawhneyem?) znajdziemy wiele indyjskich instrumentów i technik wokalnych, a co za tym idzie – skal i harmonii, które z kolei determinują konstrukcję całych utworów. Słychać, że Shri równie głęboko tkwi w brytyjskiej scenie muzycznej, jak w swoich własnych wschodnich korzeniach. I nie próbuje znaleźć kompromisów – daje z obu to, co najlepsze i łączy w produkt, który oczarowuje przy pierwszym kontakcie.

„Seven Days” jest propozycją dla każdego, kto na dźwięk tabli i sitar reaguje entuzjastycznie, dla każdego kto pokochał wczesne produkcje Nitina Sawhneya, album „Ha!” Talvina Singha, oba krążki Badmarsh&Shri oraz asian underground na całej swojej linii. I dla poszukiwaczy wszystkiego, co nietuzinkowe.

Kaśka Paluch